o których wzmianka, uczyniona w Gazecie, tak zaniepokoła pana Symfroniusza Mykitę, lwowskiego fejletonistę Kraju, że wietrzy w niej maleńką, koleżeńską denuncjację. Niech się pan Symfroniusz Mykita nie lęka! Żadna policja i żaden sąd karny we wszystkich trzech dzielnicach Polski nie weźmie za złe takich ukrytych zamiarów. Ilekroć jaki ambitny panek wznawia w łonie polskiego narodu tradycje anarchiczne, usiłując niby skupiać cały naród naokoło swego znaku herbowego, aby Radziwiłł nie był gorszy od Potockiego, albo aby Radziwiłł i Potocki razem nie byli gorsi od jakiego chudego pachołka, co to nie wyrósł ani z soli, ani z roli — radość wielka panuje we wszystkich ministerstwach i dyrekcjach policji. Cóż to może obchodzić c. k. sądy, że ten albo ów chce „wytworzyć stronnictwo narodowe polskie1 w tym celu, by to stronnictwo głosowało potem za nim w sejmie, by go wybrało prezesem koła polskiego w Wiedniu, by go zrobiło widomą głową galicyjskiego odłamu tego narodowego polskiego stronnictwa? C. k. prokuratorje śmieją się poza plikami swoich aktów, bo wiadomo im, że niema łatwiejszej sposobności prowadzenia Polaków zanoś, jak wtenczas, gdy głowa ich dźwiga mitrę albo hrabską koronę. Reprezentanci, którzy nie mają za sobą nic, prócz osobistych swoich zasług, muszą oglądać się na opinię współobywateli, bo utraciwszy raz ich zaufanie, tracą wszystko. Reprezentanci z Bożej i pradziadów łaski nie mają tego zwyczaju, gdy już raz są u steru. Czynią oni dosyć dla motłochu, jeżeli raczą mu przewodniczyć — głos jego jest im potrzebny, nim się dostaną do steru; ale raz będąc u steru, pocóżby mieli zważać na jego zdanie? Z takimi, łatwiej paktować gabinetom — potrzeba tylko uczynić zadość ich własnym interesom, a nie interesom ogółu. Pan Symfroniusz Mykita może być tedy całkiem spokojnym — woźni sądowi nie wywloką go z łóżka w skutek denuncjacji Gazety Narodowej, za to, że fory tuje panów przeciw nie panom. W takie rodzinne nasze zatargi władze nie lubią się mięszać — bo uspokoiłbym je tem od razu.
Kto jest p. Symfroniusz Mykita? zapyta może niejeden z czytelników, zdziwiony powyższern wstępnym artykułem moim kronikarskim. Symfroniusz Mykita jest to pseudonim owego anonima, co to napisał Pseudonima, i pogniewał się potem z dyrekcją teatru polskiego we Lwowie za to, że przedstawiła jego utwór. Pogniewał się z nią tak mocno, iż on, qui quondam qracili modulatus arena.... carmina pochwalne nucił na cześć tejże dyrekcji w różnych dziennikach literackich i politycznych, teraz krzyżową sztuką rąbie dyrektora, reżyszera, artystów, i w zapale swoim zarzuca Gazecie, iż dopiero niedawno po raz pierwszy i szczególny wydała sąd niekorzystny o scenie tutejszej. Zresztą niewiadomo mi nic o p. Symfroniuszu Mykicie; nie potrafiłbym nawet powiedzieć, czy jest czerwonym mężem stanu, czy konserwatywnym demagogiem, czy magistrem farmacji, mniej biegłym w matematyce, czy astronomem, niedość wprawnym w kręceniu pigułek. Jako pseudonim, i jako anonim, jako pedagog, i jako demagog, jako literat, i jako kołtun ad honores, znakomite to indywiduum jest jedną z licznych naszych zagadek współczesnych.
Libelt przybywa do Lwowa dziś wieczór. Wczoraj przyjmowano go w Krakowie. Podniesiono słusznie, że oprócz uczonego, pisarza i weterana armii polskiej, witamy w nim prezesa polskiego koła poselskiego w sejmie berl.,
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/254
Ta strona została przepisana.