i zgotowane dla niego serdeczne przyjęcie oprócz uznania własnych jego wysokich zasług, jest wyrazem łączności naszej narodowej z Wielkopolską. Tembardziej wszystkie klasy ludności pospieszą powitać znakomitego ziomka.
Tydzień ubiegły poświęcony był głównie przyjęciu Libelta; nawet ogólne zajęcie, jakie budzi przebieg politycznych naszych spraw w Wiedniu, ustąpiło przez ten czas na drugi plan wobec szczerej serdeczności, z jaką witano znakomitego gościa z Wielkopolskiej ziemi. Wszystkie stany i klasy, wszystkie korporacje i stowarzyszenia współ u biegały się przy tej sposobności. Nie było tej ekskluzywności, która tak niemile uderzała niedawno w przyjęciu Kraszewskiego; nikt nie wykluczał drugiego od udziału w przyjęciu, a jeżeli zważymy, że oprócz swoich zasług literackich, Libelt jest jeszcze mężem politycznym i mężem czynnego udziału w sprawach narodowych, to pojmiemy, iż tym razem przyjęcie musiało przybrać niemal charakter demonstracji ludowej.
Wśród wzniosłych i rozrzewniających wrażeń, jakich doznaliśmy, nie obeszło się i bez materjału do spostrzeżeń weselszej natury, ale tym razem, ze względu na uroczystość chwili, wstrzymamy się od wyzyskiwania tej tak ponętnej strony. Nie mamy tu oczywiście na myśli żadnego z tych mówców, którzy mówili, ani z tych, którzy z rozrzewnienia lub innej jakiej przyczyny, zapomnieli języka w gębie wtenczas, kiedy był najpotrzebniejszy. Broń Boże! Wiemy to dobrze, że najtrudniej o gładkie słowa wtenczas, kiedy serce jest pełne. Prawda, że Libelt w ciągu długiej swojej politycznej karjery nie słyszał może nigdy tyle naraz poronionych płodów kunsztu krasomówczego, co u nas wciągu dni czterech, ale też nie miał może sposobności — oprócz w r. 1848 — wiedzieć w mieście polskiem tyle gorących i swobodnych objawów patrjotycznógo ducha.
Są jednak podrzędne szczegóły przy każdej takiej uroczystości, na które należałoby na przyszłość zwracać więcej uwagi. I tak na przykład komitet, urządzający obiad, powinien sobie zawsze przybierać do pomocy jakiego gastronoma, albowiem nietylko duchem, słowem Bożem i zimną polędwicą żyje człowiek, ale także ugotowanemi na mięko karafiołami, dobrze utuczonemi indykami i t. p. — Oprócz tego ludzie od czasu nieboszczyka Diogenesa nawykli do różnych jeszcze innych rzeczy, a mianowicie do używania serwet i do odmieniania nożów i widelców przy każdej potrawie. Nauka, literatura, szuki piękne nawet mogą kwitnąć i bez tych zbytków — ale trochę komfortu nie zawadzi im nigdy.