Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/257

Ta strona została przepisana.

nieznaną, gdyby kto z litości chrześciańskiej przeczytał był piórowładnemu artyście-dziennikarzowi z oświadczenia Ziemiałkowskiego te słowa:
„to jednak przyznają mi wszyscy członkowie ówczesnego komitetu, że przyznanie Galicji stanowiska podobnego temu, jakie zajmuje Kroacja, w ówczesnym podkomitecie ani było proponowane, a tem mniej uchwalone, w skutek czego klub nasz nie był nawet w położeniu obradowania i powzięcia uchwały w tym przedmiocie.“
Ale dobra gwiazda Chochlika nie pozwoliła, by zarodek nowej ery tromtadratyzmu stłumiony był zaraz w swoim początku. Piórowładny młodzieniec wysłał do Kraju swoje dowcipne zestawienie. Kraj zrobił z tego artykuł polemiczny, i wielka radość panuje w narodowo-stronniczem dziennikarstwie z powodu, iż udało mu się złapać Gazetę na takiej sprzeczności. Chochlikowi nie braknie więc treści do przyszłorocznego kalendarza.
Na prima Aprilis, opieszały ten Chochliczysko napisał i wyrysował wiele bardzo budujących i zabawnych rzeczy — ale dotychczas ich jeszcze nie wydrukował. Tłoczą się dopiero powoli w drukarni Pillera, i wyjdą na świat z końcem tego miesiąca. Między innemi jest tam rysunek, który przedstawia prezesa koła poselskiego na szybkochodzie, i którego satyryczna strona polega na kontraście między szybkochodem a powolnem traktowaniem sprawy rezolucyjnej przez delegację. Może Ziemiałkowski odpowie Chochlikowi: „Księże prałacie, czemu tak nie robicie, jak nauczacie?“ Jeżeli u lekkiego Chochlika prima Aprilis przypada dopiero z końcem kwietnia, to czegóż może żądać od poważnych naszych delegatów?

(Gazeta Narodowa, Nr. 90. z d. 18. kwietnia r. 1869.)





69.
Odjazd Libelta. — Polityka na bruku lwowskim. — O niedogodności pewnych podobieństw. — Nasi giełdziści i finansiści w obec rezolucji sejmowej. — Sic vos non vobis itd. — Znaczenie wyrazu „tromtadratyzm“ wyjaśnione in usurn Kraju. — Wystawa obrazów we Lwowie.

Do kroniki pobytu Libelta w Galicji, należy zapisać ten fakt, że w przejeździe przez pewne miasto w zachodniąj Galicji miał on być przyjmowanym przez bardzo znaczną liczbę „lionoracjorów“ miejscowych. Panowie ci zgromadzili się na dworcu, ale gdy nadszedł pociąg, a z nim stanowcza chwila wystąpienia i przemówienia, wydarzyło im się to, co i u nas we Lwowie miało spotkać prezesa którejś korporacji, nie wiem już której. Oto — z rozrzewnienia, czy z innej przyczyny, wszyscy co do jednego oniemieli i osłupieli tak, że pociąg odszedł, nim się otworzyły śluzy ich wymowy. Ale potem, otworzyły się one już na dobre, i dotychczas jeszcze mówią wszyscy — o tem, że wtenczas nic nie mówili. Jestto powtórzenie historji o trąbce pocztarskiej Miinchhausena, która nie chciała grać na