Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/261

Ta strona została przepisana.

Alim i z siamskim kaclerzem państwa, który jest blizkim kuzynem pana Beusta i od którego możemy się wiele spodziewać dla sprawy polskiej. Jeden z naszych delegatów zaręczał mi to słowem honoru. Ale to niema nic do rzeczy. Idę tedy wałami i społtrzegam jakiegoś jegomości ze wsi, przypatrującego się bardzo uważnie i z oznakami wielkiego zdziwienia posągowi hetmana Jabłonowskiego. W tem jegomość ten przystępuje do mnie, i pyta się obcesowo:
— „Proszę pana, czy to ten sam Jabłonowski, co przemawiał w Wiedniu, aby dodatki od podatków z naszych kolei szły do kasy gminy wiedeńskiej?
W imieniu hetmana, zarumieniłem się po same uszy na to dziwne zapytanie, ale nie tracąc przytomności, odpowiedziałem bez zająknienia?
— Nie, nie panie, to z innych...“
Szlachcic poszedł sobie, a ja wróciłem do domu, gdzie napisałem jeszcze list do jeneralnego gubernatora Indyj Wschodnich, prosząc go usilnie, by dał wszelką pomoc Szir-Alemu przeciw Moskalom, i do kanclerza siamskiego, z zapytaniem, czy nie mógłby nam pożyczyć kilkanaście słoniów w celu przeniesienia wszystkich grzechów naszej delegacji z dworca kolei Karola Ludwika do sali sejmowej? Oczywiście, że przy tak ważnem dyplomatycznem zajęciu zapomniałem zupełnie o owem zajściu ze wspomnianym szlachcicem. Idąc na pocztę, poźno w nocy, przechodziłem znowu koło posągu hetmana. Jakież było moje zdumienie, gdy posąg najwyraźniej w świecie przemawia do mnie:
— A dziękuję Waszeci, żeś mię tam Waszeć nie dał pomięszać z tymi Niemcami....
Z początku, chciałem się przestraszyć, ale przypomniałem sobie, że c. k. dyrekcja policji jest tuż pod bokiem, i że choćby mi się stało co złego, to przecież za kilka albo za kilkanaście lat sprawca będzie może wytropiony. Stanąłem śmiało przed posągiem, i przyszła mi myśl, poradzić się starego hetmana w pewnej sprawie. Zapytałem tedy:
Entre nous, panie hetmanie, czy nie możnaby jakim sposobem wpłynąć na pańskiego prawnuka, by nas uwolnił od teatru niemieckiego?
Ale kamienny wojewoda nie chciał mi powiedzieć, jakim sposobem, tylko parę razy podniósł i spuścił buławę; jak gdyby chciał nią gromić Turki i Tatary. Odszedłem zakłopotany, nie wiedząc, co ma znaczyć ta milcząca odpowiedź.....
Wczoraj znowu, pewna pani — także ze wsi — pisze do mnie z zapytaniem, czy to prawda, że delegaci nasi nie pilnowali w Wiedniu sprawy rezolucyjnej dlatego, bo minister obiecał im wyrobić u cesarza, że będą mogli rozwodzić się i żenić, ile razy im się podoba? Dama ta popierała przypuszczenie swoje faktami, których autentyczność zbyt mało jest stwierdzoną, bym się ośmielił powtarzać je „na tem miejscu“, jak pisze Czas. Może się bowiem pokazać, że fakta te nie są „w całym swym toku“ uzasadnione, jak pisze Czas, a raczej jego dukatowy korespondent.
Ale, ale, co też hrabia Adam Potocki mógł zrobić temu dukatowemu korespondentowi, że wspomina o jego nazwisku tuż obok zarzutów, o których twierdzi jedynie, iż nie są „w całym swym toku uzasadnione?“ Na serjo, czy szanowny korespondent myśli, że między największymi prze-