stwa narodowo demokratycznego, i dla tego nie mogła przedsięwziąć nie stanowczego w sprawie rezolucji. A ponieważ demokraci teraz dopiero polecili swemu Wydziałowi, by się rozpatrzył i zaproponował, co krajowi nadal uczynić wypadnie, więc delegacja prawdopodobnie zechce tłumaczyć się tem, że inicjatywę w robieniu opozycji chciała zostawić tym, którzy mają przecież wyraźną „koncesję“ i przywilej w tym celu.
Niebezpieczna to zresztą rzecz, naruszać przywilej demokracji narodowej na „opozycję“. Oto Wydział krajowy ośmielił się wziąć inicjatywę nieco żwawszą w sprawie teatru polskiego, i zażądał od księcia kuratora bardzo kategorycznie rozpisania konkursu na rok przyszły. Demokracja narodowa, która ma jakąś słabość dla wszystkich książąt, oburzyła się mocno na tę niegrzeczność Wydziału, i wystrofoowała go porządnie za to w swoim urzędowym organie. Jak słychać, ks. marszałek, p. Kraiński, p. Pietruski i wszyscy inni członkowie Wydziału czują teraz, że trochę przeholowali w tej sprawie, że poszli za daleko i w duchu zbyt skrajnym. Wypadałoby im oczywiście, ażeby choć o włos byli mniej gorący ni niż snajskrajniejsza opozycja — a tu tymczasem pokazało się, że ich temperament przynajmniej o jakich 30° Reaum. stoi wyżej od temperamentu demokratycznego. Uważają oni otwarcie wolnej konkurencji za rzecz pożądaną, podczas gdy sam pan Tadeusz Romanowicz pisze się z całego serca na patrjarchalne rządy kuratorskie. Ale snąć korespondent lwowski Dzień. Pozn. miał słuszność, kiedy twierdził, że u nas nastąpił przewrót taki, jak gdyby np. ziemia wywróciła koziołka i kraje podbiegunowe stały się równikewemi, a równikowe na kształt Grenlandji. Oto nawet spokojny, czasem nadto spokojny Dziennik Literacki obruszył się i wystąpił w obronie czerwonego Wydziału krajowego przeciw reakcyjnemu Organowi demokratycznemu. Przytaczamy tu cały odnośny ustęp z Dziennika Literackiego, jako wyczerpujący i wyjaśniający rzecz całą, a oraz jako głos, najmniej podejrzany o jakiekolwiek uprzedzenie w tej mierze. Dziennik Literacki pisze:
„Dziennik Lwowski zamieścił w nr. 99. artykuł pod tyt.: „Wydział krajowy a fundacja hr. Skarbka“, w którym gromi Wydział krajowy za jego interwencję w sprawie dyrekcji teatru lwowskiego, i odmawiając najwyższej autonomicznej instytucji kraju wszelkiego prawa mieszania się w tę sprawę, staje w obronie kuratora. Nie do nas należy dochodzić, w jaki sposób zgadzać się może z opozycjną, demokratyczną tendencją stawanie w obronie absolutnych, osobistych uroszczeń jednostki przeciw instytucji autonomicznej — wyjmujemy tylko z Dz. Lw. jeden ustęp, nad którym trochę zastanowić się mamy prawo z czysto krytycznego i literackiego stanowiska.
„„Przypuśćmy — pisze Dz. Lw. — że istotnie scena nasza nie odpowiada wymogom, cóż więc w takim wypadku uczynić należy? Oto.... wezwać kuratorję do zbadania stanu rzeczy i przyczyn przez znawców... postarać się o złożenie komisji rzeczoznawców....““ Dz. Lw. każę tedy Wydziałowi składać podobną komisję. Jakkolwiek nie możemy pojąć, co za cel ma podobna komisja znawców wobec głosu opinii, która sprawę całą już dawna rozstrzygnęła — zgodzilibyśmy się jednak wreszcie i na to, ale kogoż proponuje Dz. Lw. do tej komisji?....
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/265
Ta strona została przepisana.