Organu demokratycznego wynika, że obydwaj zasługują, — „na cześć i uznanie“.
I nie brak im obydwom tego uznania! Jeżeli mamy wierzyć N. Fremdenblatowi, to nawet narodowi demokraci lwowscy mają, gwałtowny respekt dla hr. Golejewskiego. Organ ten pisze, że p. hrabia ma viel Courage, i że jadąc z Wiednia do Lwowa i dowiedziawszy się o zamierzonych (?!) t, u jakichś kocich muzykach itp., lir. Golejewski telegrafował do wszystkich dzienników lwowskich i do Wydziału demokratycznego, że o tej a o tej godzinie przybędzie na dworzec, zatrzyma się trochę w restauracji i potem powoli uda się do miasta. Ale ponieważ p. hrabia jest ein riesenstarker Mann und ausgezeichneter Duellant, więc żaden Dawid demokratyczny nie śmiał, według Fremdenblattu, targnąć się na tego delegacyjnego Goliata. Nie wątpimy bynajmniej o odwadze, o sile i o zdolnościach szermierskich p. hrabiego — każdy człowiek do czegoś musi mieć przecież zdolności, — ale trudno nam pojąć, do czegoby się mu były przydały te wszystkie przymioty, gdyby w istocie ludność tutejsza, zamiast przyzwoitego i pełnego godności zachowania się, chciała była objawić swoje niezadowolenie z polityki delegacyjnej w sposób nieco burzliwy? Fremdenblatt nie zastanowił się nad tem, i z radości, że ministerjum nie tylko pod moralnym, ale i pod fizycznym względem znalazło tak silną podporę w szanownym pośle kołomyjskim, rozgłosił wiadomość pozbawioną wszelkiej podstawy!
Oprócz takich pogłosek, dowiadujemy się teraz wiele bardzo ciekawych szczegółów o wewnętrznem życiu i działaniu naszej delegacji. Niektóre z nich kwalifikują się tak doskonale do fejletonu, że nie mogę sobie odmówić przyjemności podzielenia się niemi z szanowną publicznością.
Podczas gdy większość koła posiadała osobną swoją organizację i stanowiła klub „mameluków“, mniejszość konteutowała się tem, że od czasu do czasu członkowie jej w restauracji lub kawiarni rozmawiali sobie o polityce, krytykowali swoich ministerjalnych kolegów i ruszali ramionami wobec nieodpowiedniego prowadzenia spraw kraju. Mamelucy pałali ku nim niechęcią, większą może, niż Niemcy. Uważali ich za niebezpiecznych konspiratorów, tak dalece, że razu pewnego jeden z najgorliwszych „podporządkowujących “ delegatów, oburzony opozycyjnem występowaniem podporządkowanego kolegi, oświadczył sucho i kategorycznie, że kiedyś „będzie jeszcze wieszał“. Podporządkowani odpowiadali śmiechem na te srogie, półurzędowe miny mameluckie, i tak sobie przy czarnej kawie układali humoreski, komedje i trawestje, które niestety stracone są dla humorystyki polskiej, bo nikt ich nie spisywał. Z tradycji tylko wiadomo mi, że w „komedji delegacyjnej“ był cześnik Raptusiewicz z Krakowa, i Papkin, autor różnych dzieł strategicznych i t. d. Ten ostatni figurował oprócz tego w trawestowanej z Walenroda powieści o straszliwym sądzie femicznym, mameluckim. Padło było bowiem podejrzenie na jednego z mameluków, że — pisuje korespondencje do Gazety Narodowej i wystawia działanie delegacji w niekorzystnem świetle! Mameluk ten był członkiem komisji, która w Izbie utrzymywała porządek i solidarność między pp. delegatami. Podejrzenie było okropne, fatalne — winowajca zaklinał się, że nieprawda, — ale nie chciano mu wierzyć, i zwołano posiedzenie koła, — ażeby go zrzucić z godności członka komisji, co też się stało. Według
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/272
Ta strona została przepisana.