Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

zkiem jest rozważyć, co się nie wydarzyło we Lwowie, ale co według wszelkiego prawdopodobieństwa musiałoby się było wydarzyć, gdyby rzeczy poszły były innym torem. Przypuśćmy, że p. Herbst wykładał prawo karne na uniwersytecie lwowskim aż do końca roku 1867. W tem baron Beust koronuje to, co nazywają jego dziełem i pozbawia nas doktora Herbsta. Doktor zostaje Ekscelencją, jedzie do Wiednia dla złożenia przysięgi, potęguje tam w sobie uczucie jednolitości przedlitawskiej i wraca do Lwowa, by policzyć tu serca, przejęte temże samem uczuciem. Z początku, rzecz idzie nieco oporem, nakoniec atoli wrodzona lojalność galicyjska odnosi zwycięztwo. Dwudziestu czterech słuchaczy uniwersytetu przychodzi do przekonania, że Galicja leży po tej samej stronie Litawy, co Wiedeń. Das loyale Volk der Ruthenen łączy się z nimi, bo Moskale obiecują przyjść dopiero na wiosnę — powstaje tedy falanga, złożona z sześćdziesięciu głów, która przygotowuje panu ministrowi serenadę z pochodniami. Ludność tutejsza jest ciekawa, jak każda inna, zbiera się tedy na ulicy, by ujrzeć pierwsze zawiązki przyszłego narodu przedlitawskiego i powitać je zasłużonemi objawami podziwienia. Tymczasem Przedlitawcy nie pokazują się, ale natomiast od Małych koszar, od Ferdynandowskich koszar, od koszar Jabłonowskich i od „cytadeli“ pojawia się piechota, jazda i artylerja. Zdumiony naród gubi się w konjunkturach politycznych, co może być przyczyną tego pojawienia się siły zbrojnej, przeznaczonej do „spraw wspólnych“ na terytorjum wyłącznie przedlitawskiem? — Pewno Prusacy! woła ktoś z tłumu. Prusacy! Prusacy! okrzyk ten powtarza się wkoło, powstaje chaos i zamięszanie ogólne. Wojsko cofa się w porządku do koszar; autor pewnej broszury pędzi na kolej, okrzyk „Prusacy!“[1]brzmi mu w uszach — dolatuje do Sędziszowa i przewraca tam wszystko do góry nogami, szukając za niedobitkami „krakusów“, podczas gdy policja aresztuje tu we Lwowie kilkanaście osób, podejrzanych o rozszerzanie niepokojących wieści.
Pokazało się bowiem, że Prusaków nie ma w tych stronach. Neue fr. Presse donosi z autentycznego żródła, że p. Klihmajerowi wybito dwie szyby, ponieważ ma nazwisko niemieckie i wywodzi ztąd konieczność zaprowadzenia stanu oblężenia we Lwowie, jakoteż rozwiązania Rady szkolnej i Towarzystwa ogrodniczo-sadowniczego. Wtem zjawia się Jego Eksc. pan minister rolnictwa, dobywa z kieszeni najświeższy numer Czasu i odczytuje zeń korespondencję + ze Lwowa, z której wypływa jasno jak na dłoni, że w tej chwili kwestja przyrządzania zupy rumfordzkiej zajmuje wyłącznie wszystkie umysły nad Pełtwią, że papież rzymski jest widomą głową katolickiego kościoła i że człowiek bez łaski poświęcającej nic zasługującego na żywot wieczny uczynić nie może. Niemcy dają się udobruchać, i wszystkie dobrodziejstwa najnowszej konstytucji zostają nam ocalone.

Od wszystkich tych ciężkich prób ochroniły nas jednak łaskawe nieba, ale tem obficiej zesłały je na biednych Czechów, którzy nie mają nawet ministra rolnictwa w gabinecie przedlitawskim, by się wstawił za

  1. Sędziszów — miejsce pobytu hr. Starzeńskiego, regimentarza „Krakusów“ formowanych przeciw Prusakom w r. 1866.