Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/280

Ta strona została przepisana.

artykuł bezimienny, w którym piętnuje jako służalców i podłych renegatów tych wszystkich, którzy wypierają się zasad demokratycznych dla względów Jego Ekscelencji. I tak dalej, jak w r. 1869 — tylko rzecz będzie się działa za obłokami, na jakiej gwiaździe, której paralaksa może jeszcze nie będzie obliczoną.
Zdałoby się tymczasem, ażeby przystał do spirytystów znakomity estetyk, piszący sprawozdania z wystawy obrazów w Organie demokratycznym. Możeby mu Światło Zagrobowe pomogło skomunikować się z śp. Simlerem, by mu zmarły ten artysta wytłumaczył, co przedstawia obraz jego, znajdujący się na tegorocznej wystawie lwowskiej. Estetyk ten zna się doskonale na farbach, i rozróżnia nietylko zieloną od pomarańczowej, ale wie nawet, że między fioletem a tak do niego zbliżonym kolorem piasku zachodzi pewna różnica. Oprócz tego wie także, że kiedyś była jakaś Jadwiga, królowa polska, która wyszedłszy za mąż za Jagiełłę, złączyła Polskę z Litwą, w skutek czego wysypany będzie kopiec na szczycie Wysokiego zamku we Lwowie. Jak na recenzenta Organu demokratycznego, jest to prawie więcej, niż słusznie wymagać można, ale ten nadmiar erudycji przewrócił mu wszystko w głowie do góry nogami, i ztąd poszło, że zdaje mu się, jakoby Jadwiga na obrazie Simlera spełniła właśnie ten akt, na którego pamiątkę mamy teraz sypać kopiec. Jest to pomyłka, którą oprócz rozmowy z duchem śp. Simlera może szanowny, aczkolwiek niedouczony jeszcze estetyk sprostować wczytując się pilnie w „Wieczory pod Lipą“ — bo nie mogę mu polecić dzieła Szajnochy „Jadwiga i Jagiełło“ jako zbyt obszernego i gruntownego dla nieprzygotowanych dostatocznie młodych i starych estetyków. Przez troskliwość o postępy tego pilnego i niezmordowanego fejletonisty demokratycznego w nauce dziejów ojczystych, dodam tu jeszcze, że owego Gniewosza, o którym będzie mowa w książce przy sposobności zdarzenia, przedstawionego na obrazie Simlera, nie należy brać za c. k. radcę Gniewosza, posła Samborskiego i członka Rady szkolnej, albowiem to naraziłoby Organ demokratyczny na urzędowe zaprzeczenie w Gazecie Lwowskiej.
Dla zapobieżenia dalszym pomyłkom recenzenta demokratycznego niechaj służy jeszcze i to ostrzeżenie, że Łokietek Gersona nie jest przedstastawiony w chwili, kiedy zwycięża pod Płowcami, i że otaczające go rude postacie są to nie krzyżacy, ale baby i dziady, jakoteż dziatwa ze wsi. Nie jest to również ten sam p. Łokietek, którego niedawno Rada szkolna mianowała suplentem gimnazjalnym w Bochni, ale z innych Łokietków, i można o nim zasięgnąć informacji w pomienionych „Wieczorach pod Łipą“, teraz niedawno wydanych z wieloma illustracjami przez księgarza W. Jaworskiego w Krakowie.
Chwalebne są zresztą usiłowania wyżwymienionego recenzenta, dążące do wprowadzenia lekkiego, gawędowego tonu w tak uczone artykuły, jak jego sprawozdania z wystawy. Trochę to jeszcze idzie jakoś niesporo, tak niby, jak gdyby n. p. staremu koniowi klrecianemu przyszła na zgrzybiałe lata chętka udawać młodego kota i łapać myszy w stajni, zamiast dumać filozoficznie nad żłobem i nad niedostatecznością porcji obroku, przeznaczonej dla takich koni, które już są do niczego. Lecz żelazna, wytrwała wola przezwycięża wszystkie trudności — nasz koń obszturkał sobie wprawdzie swoje stare kości, ponabijał sobie guzy na głowie, ale nareszcie udało mu