Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/281

Ta strona została przepisana.

się złapać myszkę, która zakłócała jego spokój i wyjadała mu najlepsze ziarna. Mówiąc bez przenośni, udało mu się dnia 19. czerwca r. 1869 około godziny 10. rano, uskutecznić srodze dowcipny epitet dla niżej podpisanego kronikarza, a nazajutrz wydrukowano dowcip ten w Dzienniku Lwowskim, i całe Towarzystwo demokratyczne zbiegło się do drukarni, by go połykać świeżo z pod prasy. Dowcip ten zamyka się w jednem słowie: katarynkarz, i oznacza nader trafnie tę okoliczność, że w kronice niniejszej, jak w Szejne-Katarynce, przesuwają się od czasu do czasu różne pocieszne figury ku pożytkowi i zbudowaniu licznie zgromadzonej publiczności.
Idea wzajemności słowiańskiej, mimo ponowionych teraz usiłowań Dziennika Lwowskiego nie chce się jakoś „ani rusz“ krzewić we Lwowie, równie jak na wsi nie przyjmuje się jego myśl, ażeby szlachta odstąpiła od wszystkich procesów z włościanami. Myśl to arcy-zbawienna, bo gdyby właściciele tabularni poszli za nią, za rok niemielibyśmy już kwestji socjalnej. Nos bons villageois zabraliby wszystkie grunta, lasy i łąki dworskie, „szlachecczyzna“ znikłaby ze szczętem i nie byłoby komu popierać lir. Gołuchowskiego. Szkoda, że jak projekt zniesienia propinacji zapomocą zaprowadzenia wina i słodzonych likierów, tak i ten w praktyce napotkać musi na mnogie przeszkody. Oo do wzajemności słowiańskiej, dożyliśmy takich niesłowiańskich czasów, że dwaj właściciele lokalów publicznych, jeden traktyjernik, a jeden cukiernik, u których p. P. i p. R. wraz z zastępem innych mniej znanych etnografów bywali codziennymi gośćmi, prosili tych panów, by przestali zaszczycać ich przedsiębiorstwa swojemi względami, a to z powodu, że głośno prowadzone moskiewskie rozmowy wypłaszały powoli publiczność z tych miejsc i czyniły prowadzenie interesu niepodobnem. Dziennik Lwowski, który żąda, by nawet łandwójci we Lwowie urzędowali po moskiewsku, powinienby pomyśleć o założeniu jakiego cafè restaurant, opartego na wzajemności słowiańskiej, gdzieby ta nieustająca lwowska komisja etnograficzna mogła znaleźć miły i spokojny przytułek.

(Gazeta Narodowa, Nr. 159. z d. 27. czerwca 1869.)





77.
Dlaczego łatwiej być monarchistą, niż republikaninem? — Obietnice i proroctwa. — Wiadomości z kół spirytystycznych. — Insynuacje krzywdzące. — Kłopoty duchów. — Program polityczny p. Armatysa, objaśniony ze stanowiska prawa kanonicznego i z różnych innych stanowisk.

Wszechwładztwo ludu jest nader pięknym, ale także nader krzykliwym darem Bożym. Ze wszystkich monarchów tym, u którego służba jest najuciążliwszą, bywa zwykle — lud. Królom potrzeba pochlebiać, by posiąść ich łaskę, i to pochlebiać z odkrytą głową, ale dzieje się to najprzód w komnacie, chroniąc łysinę od deszczu, skwaru i przeciągów, a potem, nie potrzeba natężać piersi, mówi się cicho i bez wielkiej ekspensy gwałtownych wzruszeń. Inaczej ma się rzecz z monarchą-ludem. Tu dworzanin,