Oto np. miał niedawno temu przepaść komitetowi spirytystycznemu manuskrypt, wypisany nogą stolika, trzymanego przez dziecię trzyletnie. Manuskrypt ten traktowa! o przeszłotygodniowych przedstawieniach w teatrze polskim, a duch, autor jego, podpisał się pod spodem: „Piekarski na mękach, m. p.“ Tymczasem w niedzielę, spirytyści ku wielkiemu zdziwieniu swemu znaleźli tenże sam manuskrypt przedrukowany w Dzienniku Lwowskim p. t. Kronika teatralna. Jest to oczywiście niegodna insynuacja, dążąca do zdyskredytowania śp. Piekarskiego w opinii publicznej, bo on przecież i na mękach nie plótł tak okropnie. Jeżeli spirytyści pójdą dalej w tym kierunku, to gotowi jeszcze kiedy nawet antorstwo mów p. Widmana przypisać jakim utrapionym duchom, albo złożyć na śp Filipa z Konopi improwizacje, stanowiące literacką własność p. Malisza, albo też sprawozdanie demokratyczne z wystawy obrazów imputować nieboszczykowi Marcinowi, co to uczył Marcinka. Wszystko to byłoby w najwyższym stopniu potępienia godnem, i wzywam P. T. pp. spirytystów, by na przyszłość wstrzymywali się od podobnych żartów, albowiem ja nieomieszkam podać takowe natychmiast do wiadomości publicznej wraz z gruntowną refutacją. Jest to jednakowoż niewdzięczne rzemiosło, być duchem! Nie dają człowiekowi po śmierci spokoju, i każą mu włazić to w nogę od stołu, to w kapelusz lub ołówek, a czasem nawet w jaką szpetną spirytystkę. Ale ze wszystkich duchów, najgorzej naszemu duchowi narodowemu, przy którym stoi na straży Organ demokratyczny. Strzeżony on jest tak ściśle, i zamknięty tak szczelnie, że nie może pokazać się na świat, i musi przytem spełniać najróżrodniejsze i najsprzeczniejsze z sobą funkcje. Raz mu każą „głośno wyznawać Polskę“, raz znowu powiadają mu, że nie jest Polakiem, ale Słowianinem, „tak jak Bawarczyk nie jest Bawarczykiem, ale Germanem“. Biedny duch prosi się i drży ze strachu, by go kiedy jeszcze nie zgeneralizowano na powszecknego Indoeuropejczyka, i by go Leszek Borkowski nie zechciał uczyć sanskrytu; ale to wszystko nic nie pomaga wobec manii grasującej w okolicach Paragwaju Wid- i Gromanii. Miejmy nadzieję, że z postępem czasu i cywilizacji, otrzymamy jakie stowarzyszenie przeciw dręczeniu duchów.
Ale mniejsza o duchy. Oto mamy dzięki niedzielnemu zgromadzeniu wyborców całkiem nowy program, a zawdzięczamy p. Armatysowi jego jasne i wyraźne sformułowanie. Cała Polska ma być połączoną pod berłem króla Franciszka Józefa I., za którego p. Armatys gotów jest oddać krew i mienie. Nie wątpię, że p. regimentarz Starzeński oświadczy tę gotowość także ze swojej strony, a ponieważ jenerał Benedek żyje jeszcze, więc zrobimy tajny plan, poddamy go pod rozprawy Towarzystwa narodowodemokratycznego, sformujemy krakusów i... no, spodziewamy się, że tym razem nie damy się wybić. Jedno tylko chciałbym wiedzieć — po co nam W takim razie wniosku Smolki? Po co nam federować Vorarlberg z Tyrolem, Salzburg z górną Austrją, i poco wiązać Galicję z tą federacją? Wszak Polska, zjednoczona pod berłem króla z dynastji Habsburgów, obejmowałaby około i5.000 mil kwadratowych i 28 — 30 milionów ludności, i mogłaby nie dbać o to, czy inne kraje króla Jegomości rządzone są federalistycznie czy dualistycznie, czy jeszcze inaczej. Nawet możeby trudno było później odfederować Galicję od Wiednia, gdybyśmy raz w jej imieniu za formalnym kontraktem i prawnie intabulonowaną intercyzą zawarli śluby
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/283
Ta strona została przepisana.