Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/285

Ta strona została przepisana.

gwałtownie, aby dziś już każde niezaprzysiężone zeznanie z tej strony uchodzić mogło za świadectwo wiarygodne, a do przysięgi nie chcą przypuszczać teraz nikogo, komu wykażą sprzeczność w zeznaniach.
Może więc być bardzo łatwo, że tak owi paupry, którzy zapełnili byli część podwórza i trybuny od strony p. Gromana, jakoteż inni ich polityczni przyjaciele zachowali się wcale przyzwoicie, i że zgromadzenie było rzeczywiście zgromadzeniem, a nie zbiegowiskiem. Wartoby też przez porównanie sprawozdań federalistycznych z niefederalistycznemi dojść, której stronie bardzo zależało na tem, by podnieść, a której na tem, by osłabić wrażenie i polityczną doniosłość tego aktu naszej nadpełtwiańskiej doskonałości i pełnoletności. Co do rzeczywistego przebiegu rzeczy, podobno nikt w tym chaosie nie dojdzie końca.
Owym zresztą, młodszym i najmłodszym, a mianowicie nie wyzwolonym jeszcze przyjaciołom politycznym Organu demokratycznego zapewne niewiele zależy na tem, jak się Europa i potomność zapatrywać będzie na ich parlamentarną taktykę. Inaczej ma się rzecz z ludźmi starszymi, poważnymi i światłymi. O dr. Wolskim np. napisał Dzien. Lwowski, iż tenże powiedział: „Pan Dobrzański zadał mi kłam!“ na co miały się ozwać głosy: „On sam kłamie“. P. Wolski tego nie powiedział, i powiedzić nie mógł, bo p. Dobrzański bynajmniej mu kłamu nie zadał, powiedział tylko, że chociaż między przytoczonemi przez p. Wolskiego szczegółami postępowania delegacji są niektóre niedokładne, to w ogóle ma pan Wolski słuszność, Dziennikowi wydawało się jednak, że nada całej dyskusji cechę demokratyczniejszą i bardziej federalistyczną, jeżeli włoży p. Wolskiemu w usta taki frazes, do któregoby dał się przyczepić zwrot parlamentarny, tego rodzaju, jak: „on sam kłamie“. P. Wolski nie chciał atoli, by aureolę demokracji narodowej wzbogacono na jego koszt tak świetnym promieniem, i udał się do Dziennika Lwowskiego z prośbą o sprostowanie owego ustępu, jakoteż wiadomości, jakoby jego wniosek był na zgromadzeniu przyjęty. Zamiast uczynienia zadość temu żądaniu, wysłała do niego redakcja swego członka, pana B. — by go prosił o cofnięcie sprostowania, „ponieważ to skompromitowałoby redakcję“. Pan Wolski nie cofnął — ale Dziennik Lwowski nie wydrukował jego sprostowania.
I wobec tego wszystkiego, p. N. M. narzeka jeszcze, że w Galicji popełnia się wiele plagiatów! Wszakże mamy w tem przykład namacalny, że Dz. Lw. nietylko nie przyswaja sobie cudzej własności literackiej, ale nawet autorstwo własnych swoich konceptów podsuwa drugim. Jeżeli to, nie jest uczciwością literacką, i więcej niż uczciwością, to chyba już wszystkie moje pojęcia o pięknem i dobrem są fałszywe, chyba p. Józef Kuliński nie jest największym poetą, a kronikarz teatralny Dziennika Lwowskiego największym krytykiem 19. stulecia!
Łaskawy czytelnik zdziwi się może, że wywlekam na jaw takie tajemnice zakulisowe? Mój Boże, co też teraz nie wychodzi na jaw! W pewnem mieście galicyjskiem, używającem całej pełni dzisiejszego autonomicznego życia, rozgłosił się niedawno jeszcze smaczniejszy skandalik. Oto pan burmistrz coś przeskrobał, nie wiem już co, i odbyło się posiedzenie Bady gminnej przy drzwiach zamkniętych (ale z pozostawieniem: lasek i t. p. w przedpokoju). Po dłuższej naradzie postanowiono przebaczyć naczelnikowi miasta jego winę, ale ponieważ taka już jest obrażona