raz natura ludzka, choćby najpoczciwsza, że koniecznie musi mieć jakąś satysfakcję, więc Sławetna Rada, dla wyrządzenia sobie satysfakcji, uchwaliła podług wszelkich form regulaminem przepisanych rezolucję, jako pan burmistrz Jest.... osłem! Jednocześnie atoli postanowiono, że opłakany ten fakt ma być trzymany pod pieczęcią najściślejszej urzędowej tajemnicy jak sekret króla Midasza — albowiem wielce sromotną i blask autonomii gminnej szpecącą rzeczą byłoby, gdyby się w szerszych kołach dowiedziano, jakie jest zdanie Sławetnej Rady o Wielmożnym burmistrzu.
Tymczasem po kilku dniach dwaj radni, znajdując się w sklepiku korzennym, gdzie ku pociesze i zbudowaniu Dziennika Lwowskiego dla bardziej ukształconych sprzedawane bywają słodzone likwory, nie zachowywali się tak, jak tego wymagała ich godność radziecka i sam zresztą wzgląd na zaszczyt, pomyślność i sławę miasta. W skutek czego pan burmistrz nadszedłszy, począł strofować rozpustne rajce gwoli przyprowadzenia ich do opamiętania. Wszczęła się niestety alterkacja, wśród której jednemu z rajców wyrwało się, że pan burmistrz jest osłem, ponieważ Rada to jednomyślnie uchwaliła. Poczem na ratusz odprowadzony i za „wyjawienie tajemnicy urzędowej“ do protokołu wzięty, a następnie odpowiednią grzywną obłożony został. Działo się w królestwie Gfalicji i Lodomerii, roku Pańskiego 1869, w dzień świętych apostołów Piotra i Pawła, około pory powrotu bydła z paszy (albowiem zegar miejski dla braku odpowiedniego kunsztmistrza od roku nie był nakręcany).
Co się niniejszem podaje do wiadomości wielu, i bardzo wielu Rad gminnych — a nawet powiatowych, z uroczystem zaklęciem, by swoich tajemnic urzędowych jak najpilniej strzegły i członków od uczęszczania na takie przynajmniej miejsca publiczce odwodziły, gdzie się sprzedają słodzone likwory.
∗ ∗
∗ |
Z pewnego, sąsiedniego stolicy obwodu donoszą nam o wypadku, który jeżeli się nie wydarzył w istocie, to bardzo łatwo mógł się wydarzyć; Na zgromadzeniu wyborców z większych posiadłości poseł X. wziął delegata Y. w takie obroty, że ten ostatni w końcu prosił się:
— Daj mi spokój, bo mię już głowa boli!
— A, to ty taki poseł, że jak pomówisz dwie godziny o sprawach publicznych, to cię głowa boli! Mój kochany, skoro tak jest, to złóż lepiej mandat, boś się do niczego nie przydał.
— Łatwo tobie mówić, odparł delegat Y. — nie każdy może się równać z tobą, coś dwóch Niemców od katastru na śmierć zagadał!
— Mój Boże, zawołał poseł X. — jak to ludzie przesadzają! A wszakże wam wszystkim wiadomo, że tylko jeden z tych Niemców umarł?
— Ba, a z drugim co się stało?
— Ta nic, dostał tylko pomięszania zmysłów, i leczą go teraz u Pijarów....
Upraszamy szanownego posła, by nie ustawał w swojej gorliwości, i uwolnił nas czemprędzej w jeden lub drugi sposób od Niemców, tak katastralnych, jakoteż i nie-katastralnych.
∗ ∗
∗ |