ciela: każdy uważa za swój obowiązek strzelać jak najgęściej, nie pytając, czy potrzeba, czy przypadkiem nie trafi kogo ze swoich, i wytężając wszystkie siły, by jak najwięcej narobić huku i hałasu wśród ciemności. To pewna, że pierwszy taki nierozważny strzał padł z placówki w Przeglądzie Polskim, i że kula gwizdnęła nam wszystkim koło uszu, ale gdy wszyscy rotowym ogniem odpowiedzieli na zaczepkę, wystawia ztąd ni z owąd głowę — kto? Oto poseł Szujski, członek NB. mniejszości delegacyjnej, i pyta zagniewany, dlaczego strzelamy w tę stronę, gdzie jest „Teka Stańczyka,“ skoro on siedzi tuż obok tej „Teki“? Kraj przeprasza jak najgrzeczniej szanownego posła, wśród naturalnego bardzo zdziwienia ogółu, który ani na chwilę nie mógł przypuszczać, by nazwisko p. Szujskiego mogło być wplątane w tę sprawę, zwłaszcza w taki sposób. I kto wie czy nie lepiej byłby zrobił szanowny poseł, zamiast podnosić głowę i przyznawać się do sąsiedztwa z autorem listu p. Optymowicza, gdyby przycupnął był na czas jakiś i nie stawał w tym krzyżowym ogniu? Warto zginąć, albo oberwać guza, ale za dobrą, za lepszą przynajmniej sprawę, niż ostatatni list p. Optymowicza. Bardzo słusznem jest rozumowanie szanownego posła w jego piśmie, umieszczonem w Czasie, że nie ten tylko jest patrjotą, kto się najgłośniej chlubi zasadami demokratycznemi, że umiarkowane i konserwatywne zdania polityczne nie wykluczają gorącej miłości sprawy ojczystej i t. d. Ale „Tece Stańczyka“ robiono zarzuty nie dlatego, iż broniła umiarkowanych i konserwatywnych przekonań, iż potępiła wojowanie pustemi frazesami. Kto przeczyta uważnie list p. Optymowicza, znajdzie w nim przepyszny materjał do ogólników takich, jaki wydało temi dniami namiestnictwo czeskie. Wbrew wszelkiej prawdzie i w sposób, obrażający uczucie narodowe, przedstawiono tam wszystkich zwolenników żwawszego postępu sprawy narodowej w Galicji jako szajkę półgłówków, po części nawet w osobistym interesie popychającą obałamucony ogół do powstania. Jest to denuncjacja, i w dodatku fałszywa denuncjacja, której redakcja Przeglądu Polskiego nie powinna była umieszczać, i której teraz nie powinna przynajmniej bronić, chyba z ręką na sercu może wypowiedzieć, iż wierzy w to, co napisał p. Optymowicz. Ale że p. Szujski temu nie wierzy, to wynika z jego pisma w Czasie, gdzie mówi już tylko o „zboczeniach emigracji,“ o „ognisku republikańskiem jen. Bosaka“ itp., podczas gdy w liście p. Optymowicza była mowa o ruchu politycznym w Galicji. Jedno z drugiem niema nic wspólnego, bo każdemu, nawet największemu Pessymowiczowi wiadomo, iż „zboczenia emigracyjne“ nigdy tak mało nie wywierały wpływu na sprawy krajowe, jak teraz. Musi tedy przyznać peset Szujski, że list p. Optymowicza w „Tece Stańczyka“ jest obrzydliwym, fałszywym donosem, nie zaś częścią jakiego umiarkowanego i konserwatywnego programu — a tem samem wszystkie jego trafne wywody, skierowane przeciw sykofantyzmowi, gnieżdżącemu się w pewnej części prasy perjodycznej, przeciw krzykactwu i t. d. upadają jako niebędące na swojem miejscu w tym wypadku.
Wśród wielkiej wrzawy, wywołanej tą sprawą Przeglądu i „Teki Stańczyka“ Czas wymyka się po cichu, t. j. petitem w codziennej Kronice, z innej sprawy, w którą wplątała go zbytnia gorliwość konserwatywna
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/294
Ta strona została przepisana.