i religijna. Wyprzedził on przyszły sobór ekumeniczny, uchwalając już teraz nieomylność nietyle Ojca św., ale nawet i hr. Ledochowskiego, i bronił zakazu modłów za duszę Kazimierza Wielkiego w dyecezji poznańskiej dlatego, że zakaz ten wydanym był przez biskupa. Gazeta nasza, nie przypisując sobie prawa stanowienia dogmatów kościelnych, i nie mogąc zatem przyznać nieomylności rozporządzeniom hr. Ledochowskiego, pozwoliła sobie wystąpić z przeciwnem zdaniem, i co gorsza, pozwoliła sobie nawet zganić zachowanie się Czasu w tej kwestji — jednem słowem, targnęła się na podwójny krakowski dogmat o nieomylności organu parafij podwawelskich i wynikającej ztąd nieomylności biskupów. Rzecz była ważna i zgorszenie w zakrystjach krakowskich niezmierne z tego powodu — potrzeba tedy było odpowiedzieć Gazecie, zbić jej fałsze, pisane (niech to będzie między nami) w kancelarji samego Antychrysta. Ale ponieważ odpowiedź ta nie była rzeczą tak łatwą i żadnemu z OO. redaktorów nie zebrało się jakoś na formalne kazanie, wyprawiono braciszka kronikarza, używanego zwykle tylko do zapowiadania świąt uroczystych, do dzwonienia na mszę i do innych drobniejszych posług klasztornych.
Braciszek tedy, udając że nie wie, o co chodzi, występuje i rzecze do Gazety: „A czemu ty nie pilnujesz „spraw krajowych?“ Czego piszesz tylko o Unii lubelskiej i przeżuwasz sprawę pogrzebu Kazimierza W.? Czego chcesz od Gazety Toruńskiej, ty, ty, ty... Izabello, którą zastępuje u władzy p. Groman-Serrano, przebrany za Don Kiszota?“ Rzecz naturalna, że wszyscy inni braciszkowie i nawet sami OO. redaktorowie śmiali się z tego konceptu braciszka-kronikarza, aż im się brzuchy trzęsły, i że rzecz cała, komentowana w refektarzu, pomogła im niepospolicie do strawienia objadu. W istocie, nic pocieszającego jak zarzut zajmowania się sprawami niekrajowemi, zrobiony Gazecie ze strony Czasu, któremu najwięksi jego przyjaciele zarzucają czasem zbytek energii i pilności co do spraw Japonii, Kochinchiny i Afganistanu. Nic znowu sprytniejszego, jak wywinięcie się konceptem, zamiast odpowiedzi na jasno i wyraźnie sformułowane zarzuty. Czas powiedział, że w kościołach tylko biskupi rządzić powinni; Gazeta dodała, że powinni rządzić dobrze i zgodnie z przepisami religii, i że ks. Ledochowski rządzi źle, i niezgodnie z temi przepisami, — a Czas odpowiada, że u Gazety sprawy krajowe są Nebensache!!! Dziwna rzecz, że tak pobożny dziennik tak odchodzi od rzeczy w swoich odpowiedziach, jak djabeł w Dziadach Mickiewicza, którego X. Piotr egzorcyzuje!
Ale, ażeby Czas nie mógł nam robić żadnego wyrzutu, zajmiemy się najważniejszą w tej chwili lwowską Nebensache. Oto onegdaj pozdejmowano z niektórych tutejszych c. k. urzędów tarcze z orłami dwugłowemi, ażeby na nich umieścić napisy polskie. Co za radykalizm! P. Optymowicz dostanie spazmów, gdy się dowie o tem. C. k. rząd postąpił sobie ogromnie rewolucyjnie w tej mierze: nie zastanowił się, że polskie napisy na urzędach mogą razić oczy snujących się po Lwowie przednich czat przyszłego ces. moskiewskiego konzulatu, i mogą sprowadzić dla monarchii niebezpieczne zawikłania zewnętrzne. Austrja przecież, według zdania przybocznego jej lekarza, p. Beusta, jest rekonwalescentem, który powinien
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/295
Ta strona została przepisana.