Ktokolwiek zdyszany wyścigowym pędem i partycypialnemi koziołkami tego po ludzku napisanego artykułu, zatrzyma się przy kropce dla zachwycenia świeżego powietrza w swoje piersi, spodziewa się zapewne, że w dalszym ciągu komunikatu, „z kancelarji statthaltereileitera-rodaka płynącego“, zbite będzie z gruntu przypuszczenie Gazety Narodowej, jakoby p. statthaltereileiter wdzierał się w atrybucje organów autonomicznych. Gdzie tam! Wydawszy ten jęk boleści przeciw „wycieczkom“ prasy opozycyjnej, p. statthaltereileiter dowodzi, że Wydziałowi krajowemu zasię do fundacji stypendyjnych, i że Rada szkolna we wszystkich sprawach podlega ministerstwu. Co do fundacji Bogdanowieckiej, namiestnictwo przyjmuje wdanie się Wydziału jako officium boni viri, ale oświadcza, że nadal samo będzie się zajmować tą sprawą. Rzecz jasna: Wydział krajowy nie dał zaprzepaścić fundacji, a „teraźniejszy rząd krajowy“ zniósł to cierpliwie, i jeszcze musi znosić wyrzuty Gazety Narodowej. Co za niesłuszność!
W sprawie Rady szkolnej, dostaje się nauczka byłemu namiestnikowi, w odpowiedzi na wzmiankę Gazety, iż tenże lepiej od p. statthaltereileitera szanował atrybucje Rady szkolnej i zwracał ministerstwu rozkazy, atrybucjom tym uwłaczające. Jako próba c. k. urzędowej satyry i subwencjonowanego z finansów publicznych gorzkiego sarkazmu, niechaj i ten ustęp znajdzie tu miejsce:
„Pominąwszy tę okoliczność, że namiestnik, który jako pierwszy urzędnik administracyjny w kraju złożył przysięgę na wierność i posłuszeństwo Najj. Panu i Jego rządowi, wobec odpowiedzialności ministerstwa sam temuż ministerstwu odpowiedzialny, nie może żadną miarą w sposób, tak niezgodny z swojem urzędowem stanowiskiem, wyłamywać się z pod powagi przełożonej władzy — niepodobna przypuścić, ażeby w jakiemkolwiek państwie wobec wyższej władzy rządowej mógł istnieć organ administracyjny, któryby w sprawach, jego zakresu dotyczących, stanowczo i ostatecznie decydował“.
„Byłoby więc anomalią, nigdzie niepraktykowaną, gdyby Rada szkolna bez wszelkiego podporządkowania pod władzę centralną, sama w sprawach szkolnych ostatecznie rozstrzygała“.
No patrzcie, i temu to szefowi rządu krajowego, który takie liberalne żywi przekonania o autonomicznych urządzeniach w ogóle, i w tak świetny sposób interpretuje statut Rady szkolnej, Gazeta Narodowa w wycieczkach swoich „przybierających od pewnego czasu znamię, jakoby z góry obmyślanej systematyczności i bezwzględnej konsekwencji“ ośmieliła się robić „niesłuszne zarzuty“. I hrabia Gołuchowski, któremu p. statthaltereileiter daje taką lekcję wierności, posłuszeństwa i niewyłamywania się z pod powagi odpowiedzialnych ministrów“, miałby być pożądańszym od tego ostatniego szefem rządu? Lächerbar!
Drum lache Jeder. Jud’ wid Christ,
Zumal es gar possi....ngerlich ist!
Jak dalece zresztą Rada szkolna pod rządami hr. Gołuchowskiego przyzwyczaiła się do „samowolnego“ postępowania, tego dowodzi najepiej skarga, zaniesiona na nią do ministerstwa przez Świetną Radę miasta Tarnowa. Tarnów trzyma się tej zasady, którą — hr. Thun podobno — wyrzucał liberałom