Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

za pośrednictwem epoki rococo. Kwestja, o którą tu chodzi, jest specjalnie lwowską i polega na tem: w co ma ubrać się młody człowiek, idący na bal, skoro nie chce wystawić się na śmieszność, porzucając strój narodowy i przebierając się we frak, z tem wszystkiem co do niego należy — a skoro z drugiej strony długi kontusz z wylotami i pas lity niezbyt jest wygodny w tańcu, a przytem kosztuje bardzo wiele pieniędzy? Zdaje nam się, że rozwiązanie tej kwestji, jest bardzo proste. Wszak i w dawnej Polsce, nim jeszcze zaprowadzono stroje zagraniczne, młodzież tańczyła i to z większą nawet ochotą, niż dsisiejsi młodzi nasi doktorowie i doktorandzi praw i t. d., ale nie uważano tego za rzecz niezbędną, by młody człowiek ubierał się w długie i poważne suknie, używane przez starszych. Były osobne, więcej kuse kroje dla młodszych, które dziś możnaby bardzo dobrze zastąpić czamarką. Windykujemy więc dla czamarki prawo obywatelstwa na balach publicznych i prywatnych, aby wyjść z alternatywy między frakiem, który jest trochę za kusy, a kontuszem, który jest za długi i niezbyt, szczęśliwie figuruje w walcu i kotylionie.
Już to i pod względem swobody w strojach nie ma nad poczciwe i wesołe wieczorki w kasynie mieszczańskiem. Mężowie i ojcowie nie potrzebują poświęcać całomiesięcznego swojego dochodu, by żony i córki mogły bawić się przez kilka godzin; kwestja fraków, czamarek i kontuszów jest tam nieznaną — każdy ubiera się przyzwoicie, ale tak, jak mu się podoba, a główny cel zabawy osiągnięty jest lepiej, niż na zabawach, które kosztują najwięcej pieniędzy. Zabawa taka może powtarzać się co tydzień i co tydzień te same osoby mogą w niej brać udział, podczas gdy kto nie jest bardzo bogatym, może prowadzić swą rodzinę ledwie na dwa lub trzy bale w ciągu jednych zapust. Kasyno mieszczańskie jest jedyną u nas instytucją towarzyską, w której wieje duch prawdziwie demokratyczny, Wszelka koteryjność jest tam wykluczoną — wszelkim różnicom zdań nie wolno tam występować inaczej, jak tylko w formie umiarkowanej dyskusji. To też miastu naszemu powinno wiele zależeć na wzroście i rozwoju tej instytucji. Dotychczas liczy ona pięciuset kilkudziesięciu członków.
Amatorom kroniki skandalicznej przybył trzeci numer dziennika der Osten, o którym wspomniałem przed dwoma tygodniami i którego lwowski fejletonista ma dar wyszukiwania lub fabrykowania ciekawych i nieciekawych wiadomostek w sferach artystycznych. Tym razem doniesienia jego obracają się okoły hipotezy, że dyrekcja teatru niemieckiego dostanie się p. Miłaszewskiemu, i że scena polska skorzysta na tem niezmiernie, bo w skutek nieuniknionego zbliżenia się artystek polskich z niemieckiemi, zniknie u pierwszych wstręt do pewnego rodzaju ról, które nie wymagają wprawdzie wielkich zdolności artystycznych, ale natomiast pozwalają wystawić na widok publiczny wszystkie wdzięki, dane szczodrą ręką przyrody, a zakryte fałdzistemi wymaganiami klimatu. Korespondent w der Osten wie już nawet, kto będzie grał „piekną Helenę“, i kogo to najmocniej ucieszy, — równie jak wie, ilu wielbicieli ma panna* — i panna**. Co do tych ostatnich wiadomości, mógłby je szanowny korespondent schować dla siebie — nie interesują one nikogo poza światem zakulisowym i w ogóle stosunki rodzinne nie są przedmiotem dla publicystyki. W sprawie teatru niemieckiego należy tu zanotować, że administracja fundacji skarbkowskiej nie wstrzymała się od rozpisania konkursu na dyrektora.