Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/311

Ta strona została przepisana.

Ze względu na to powszechne i nieuzasadnione mniemanie, zmuszony jestem oświadczyć, że kronikarze w ogóle wiedzą tylko tyle, co zwykli śmiertelnicy, i że co się mnie tyczy, to jestem oprócz tego zupełnie wyjątkowym kronikarzem. Nie mam żadnego stronnictwa, a moja kronika jest tylko moim własnym szlafrokiem. Nie ukrywa się pod nim ani projekt zapłacenia austrjackiego długu państwa majątkiem kościołów i klasztorów naszych, ani chęć oddania demokracji naszej pod władzę księcia-Katyliny, ani żadna inna słabość ludzka lub mame-ludzka. La chronigue c'est moi! W ogólności, jeśli zajmuje się polityką, czynię to tylko dlatego, że teraz taka moda. Bo też jeżeli kto, to kronikarz ma obowiązek stosowania się do mody.
Obowiązek ten kronikarski mógłbym nawet stwierdzić łacińskiem przysłowiem, na wzór pewnego pisma krakowskiego, które do każdej sytuacji politycznej umie przystować jakieś prawidło, wzięte z klasycznej literatury Greków i Rzymian. Niedawno, wykazując potrzebę trzymania się zasad, a nie względów utylitarnych, pismo to wołało z emfazą: „Albowiem słusznie mawiali Rzymianie: principiis obsta!“ — obstawaj przy zasadach! — Nawet sławny Massmann Heinego nie mógł być szczęśliwszym w cytowaniu łaciny. Nie wiem, czy wyrównam tym dwom świetnym wzorom, jeżeli mój obowiązek zajmowania się polityką udowodnię równie klasycznem twierdzeniem: Mundus vult decipi, ergo decipiatur! Bardzo już dawno nie miałem nic do czynienia z łaciną, ale ile pamiętam i ile mi się zdaje, cytat ten jest zupełnie na swojem miejscu.
Precz atoli z tym kramem uczonym, precz z filologią starożytną; zwróćmy się do naszych czasów, do języków żyjących, ruszających się, postępujących. Oto mamy naprzykład nasz język ojczysty, który co chwila doznaje nowych wydoskonaleń, choć są wstecznicy, nie uznający żadnego postępu. Nazwali oni tromtadratyzmami nowe i śmiałe zwroty retoryczne i gramatyczne, nie pomni, że obśmieszając postęp, dowodzą tylko własnej ignoracji. Tromtadratyzmy są u nas tem, czem są cuirs i relours u Francuzów, a wyraz tromtadrata tłumaczy się na francuzkie przez: pataqués (pas tá qu'est-ce). I dlaczegóż my nie mielibyśmy mieć tego, co mają Francuzi? Czy nie jesteśmy narodem cywilizowanym? czyśmy gorsi od Francuzów? Czy Żaak a Jacques to nie wszystko jedno? Czy p. Piątkowski nie jest wolnym obywatelem wolnego kraju, i czy jest może jaki paragraf w statucie krajowym, któryby go zmuszał podlegać Kopczyńskiemu, albo Małeckiemu? Nie! Nie jesteśmy gorsi od nikogo, a nawet od pewnego czasu zaczęliśmy służyć za wzór samemu cywilizowanemu Zachodowi. Francuzi zaczynają brać wzory od nas! Czemże jest bowiem, jak nie prostem naśladowaniem naszych zgromadzeń i posiedzeń to posiedzenie pewnego Klubu paryzkiego, z którego zdaje sprawę Le petit Journal pour rire w ostatnim swoim numerze? Proszę posłuchać i przekonać się; oto jest to sprawozdanie w dosłownem tłumaczeniu:
Prezydujący: Obywatele: Zacznijmy nasze posiedzenie od ogłoszenia najzupełniejszej swobody zdań: niechaj każdy ma prawo wypowiedzieć takie zdanie, jakie mu się podoba!
Członek Klubu, garbarz, żąda głosu.
Garbarz: Koledzy! słyszę ciągle, że mówią tu o instytucjach jakiejś wyspy, zwanej Anglią. Nikt nie mówi o niczem, tylko o tej