Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/312

Ta strona została przepisana.

wyspie. Czy nie byłoby na czasie pomówić także trochę o innej wyspie, zwanej Polską?
Prezydujący: Pozwolę sobie zrobić szanownemu mówcy uwagę, że nieszczęśliwa Polska nie jest wyspą...
Garbarz: Uwaga ta nie obchodzi mię bynajmniej. Zgodziliśmy się na wolność zdań. Pan prezydujący mniema, że Polska nie jest wyspą. Jest to jego prywatne zdanie, które ja szanuję. Ale ponieważ mojem zdaniem Polska jest wyspą, więc mam prawo żądać, ażeby p. prezydujący uszanował także i moje zdanie! (Huczne oklaski).“
Tak się rzecz ma i u nas. Profesor Małecki twierdzi, że powinno się mówić: „Szanowni panowie i obywatele.“ Jest to jego prywatne zdanie, które p. Piątkowski szanuje. Ale ponieważ zdaniem p. Piątkowskiego mówi się: „Szanowny panowi i ubewateli“, więc spodziewam się, że to jego zdanie uszanuje także profesor Małecki, jeżeli nie jest zwolennikiem absolutyzmu, reakcji i średniowiecznej ciemnoty.
Przyznawszy się do obowiązku traktowania spraw politycznych, a ogłosiwszy moją niepodległość kronikarską pod tym względem, powinienbym teraz zająć się sprawą wyborów i oświadczyć się, za jakimi jestem kandydatami? Smutna to konieczność, bo przysporzy mi ona tylko trzech przyjaciół, a kilka tysięcy nieprzyjaciół. Jeżeli bowiem prawdą jest, co mówi Kurjer Lwowski, to każdy wyborca ma innego kandydata, a więc mielibyśmy tych ostatnich już około 6000. Znajdzie się oprócz tego jeszcze niejeden kandydat, który niema żadnego wyborcy za sobą, i niejeden wyborca, który ma więcej kandydatów na sercu, niż będzie posłów. Słusznie tedy liczbę kandydatów można oznaczyć jako sięgającą do 10.000. Rozpadają się oni na dwie kategorje, na jawnych i wstydliwych. O jawnych nie potrzebuję mówić, wystąpią oni sami, i będą przemawiać za sobą. Za niektórymi będzie przemawiać ich przeszłość, za niektórymi przemówią przyjaciele, a za niektórymi nawet ukryci przeciwnicy, dla usunięcia innych, bardziej niemiłych. Ale za wstydliwymi kandydatami nikt nie przemówi, mało kto o nich wiedzieć będzie, ze skromnych pozorów nikt ich wewnętrznej ambicji nie odgadnie! Należałoby tedy poświęcić osobne studjum tej zaniedbanej klasie naszego społeczeństwa, wydobyć ją z zapomnienia i ukrycia, a dopiero wtenczas, gdy wszyscy już będą znani i poznani, można będzie trzech najgodniejszych wybrać z pomiędzy ich grona.
Jak słychać, Towarzystwo narodowo-demokratyczne zamierza część tej herkulicznej pracy wziąć na swoje barki. Gorliwym i sumiennym poszukiwaniom jego wydziału i komitetu powiodło się już podobno odszukać około 25 takich obywateli, którzyby chcieli i mogli być — platonicznymi przynajmniej., ojcami ojczyzny. Szersza publiczność dowie się zapewne z przyjemnością o ich istnieniu, na najbliższem zgromadzeniu wyborców. Czekajmy i nie spieszmy się z decyzją, ażebyśmy ze zbytniego pospiechu nie pominęli jakiego przyszłego Franklina galicyjskiego, albo przynajmniej Deaka.
Poza sprawą wyborów niepogoda i zimno przeszkadzają zajmować się teraz czem innem, jak tylko teatrem. W piątek przedstawiono po raz pierwszy komedję Bałuckiego: Radcy pana radcy. Obszerniejsze sprawozdanie o niej zamieszczone w „kronice codziennej.“ Bem w Siedmiogrodzie dokazał tego prawdziwego cudu, że trzy razy dzień po dniu zapełnił całą