nem posła, powinien być brunetem średniego wzrostu, z niewielką brodą i powinien mieć za herb lisa, a za sekretarza mykitę.
„Nie cierpię pochlebstwa, brzydzę się niem zarówno, gdy ono płaszczy się przed możnymi, jak wówczas, gdy schlebiając przesądom i słabostkom tłumu, usiłuje zawrócić słabe jego głowy szumem frazesów i dymem niemożliwych kadzideł. Ale co prawda, to prawda: i dlatego z ręką na sercu mogę wam powiedzieć o Lwowianie! że jesteście wielkim narodem, a — wasze miasto największe jest i najporządniejsze ze wszystkich które leżą nad Pełtwią! Wasz burmistrz jest wzorem Solona, Likurga, Hannibala, Artakserksesa municypalnego. Wasz urząd budowniczy utrzymuje porządek tak wzorowy w tem mieście, że w czasie posuchy żaden wóz nie ugrzęźnie tu w błocie, a w czasie słoty nikt nie dostanie suchot z powodu gęstych tumanów kurzu. Wasza rzeka nie śmierdzi, chyba tylko dla nosów, spuszczonych na kwintę z powodu przepadnięcia swojej kandydatury do wściubiania się w sprawy publiczne. Wasza Rada miejska pije wprawdzie wiele piwa i nie może się zebrać w komplecie, ale gdyby się zebrała, senat staroświeckiego Rzymu nie mógłby jej wyrównać co do liczby swoich zaległości. Wasza dojrzałość polityczna objawia się w naszych dziennikach i gazetach i nie potrzebuje panegiryku. Jednem słowem — jesteście wielkim ludem, wielkim miastem, wielką kupą cegieł i kamieni i potrzebujecie tylko, ażeby was ponumerowano, a będziecie stali jak tyleż milowych słupów kamiennych, nieruchomych, i samą nieruchomością swoją wskazujących, która godzina wybiła na zegarze dziewiętnastego stulecia i jak daleko zaszedł tymczasem postęp ludzkości. Skończyłem.“
Oto dosłowne brzmienie mowy, którą zamierzałem wygłosić na dzisiejszem zgromadzeniu wyborców i która byłaby mi niewątpliwie zjednała wszyskie głosy, gdyby nie ta fatalna okoliczność, że niemam należytej wprawy retorycznej. Dlatego też wolałem ogłosić drukiem na tem miejscu, co miałem do powiedzenia.[1]
- ↑ Kronika ta przeznaczona do Gazety Narodowej, została umieszczona w Szczutku Nr. 5. z r. 1869, ponieważ p. Jan Dobrzański zmieniając nagle swoją politykę — nie chciał jej przepuścić w tej formie. W kilka dni później, autor niniejszych kronik opuścił redakcję Gazety Narodowej i stanął na czele redakcji nowo założonego pisma politycznego Dziennik Polski, który wziął sobie za zadanie podnieść sztandar porzucony przez Gaz. Narodową.