kraju, ale podało tylko niektóre wyjątki z tej odezwy między wiadomościami pobieżnemi. Do ustępu, w którym Rada szkolna wspomina o czynnościach komisji edukacyjnej, dodana jest w Słowie uwaga, że komisja ta istniała w błaż. pamiaty staroj Polszczy. Niestety! gdyby to było prawdą, gdyby stara Polska miała była komisję edukacyjną, nie byłaby potrzebowała odradzać się w mękach i niedoli! — Komisja edukacyjna, to pierwszy objaw odradzającej się, młodej Polski. Stara wychowywała się u jezuitów, i zostawiła nam tylko przykłady odstraszające, ale nie wzory do naśladowania.
Wyszła tu właśnie nakładem K. Wilda „Powieść z dawnych czasów“ Maurycego hr. Dzieduszyckiego. Autor ma, jak wiadomo, w kwestjach religijnych i społecznych swoje odrębne zapatrywania, nic tedy dziwnego, że wziąwszy sobie za tło czasy Zygmunta III., widzi wszystko złe po stronie dysydentów, a wszystko dobre po stronie króla i jezuitów. Przy tak jednostronnem oświetleniu, figury i wypadki w jego powieści nie mogą mieć barwy prawdziwej. Nie wielki pożytek z książki, która daje optymistyczny pogląd na wadliwe stosunki i na teorje zgubne. Zgubne, bo gdy odniosły zwycięstwo i zapanowały w Polsce, doprowadziły ją do upadku. Słuszność nakazuje zresztą przyznać, że sposób opowiadania M. hr. Dzieduszyckiego jest żywy, studjum źródeł historycznych przy całej jednostronności, rozległe, a styl przypominający czasem najlepsze kartki Henryka Rzewuskiego. Jest to, o ile wiemy, pierwszy utwór beletrystyczny hr. Dzieduszyckiego.
Literaci nasi wśród ogólnego ruchu stowarzyszeń, o którym tyle się napisali, ocknęli się nakoniec sami i pomyśleli o zawiązaniu Towarzystwa naukowo-literackiego. Przeszłej zimy jeszcze, jeźli się nie mylę, zaczęto radzić o tem w małem kółku, które po dłuższem rozbieraniu tej kwestji ułożyło projekt statutów i otrzymało zatwierdzenie tychże od rządu, nim jeszcze nowa ustawa o stowarzyszeniach weszła w życie. Statuta te pojawiły się teraz drukiem. Wytknięty w nich jest trojaki cel stowarzyszenia: wzajemna pomoc moralna, tj. naukowa i literacka, wydawanie dzieł nakładem Towarzystwa, i nakoniec wzajemna pomoc materjalna. Byłoby to rzeczą bardzo piękną i pożądaną, gdyby się udało Towarzystwu dopiąć wszystkich tych celów, obawiamy się jednak, że zakres działania, określony statutami, okaże się zbyt obszernym, mianowicie z powodu obowiązku wydawania dzieł własnym nakładem, włożonego z góry na stowarzyszonych. Te tylko wydawnictwa potrzebują pomocy, które albo wcale nie popłacają, albo się tylko powoli rentują. Żeby dźwignąć wydawnictwa tego rodzaju, potrzebaby stowarzyszenia bezinteresownych kapitalistów, a nie stowarzyszenia literatów, potrzebujących wzajemnej pomocy materjalnej. Według statutów, na rzecz wzajemnej tej pomocy ma być obracany dopiero pewny procent od surowego dochodu z wydawnictw. Jeden rzut oka na budżet np. Zakładu Ossolińskich wystarczy, by dać wyobrażenie o stosunku tego surowego dochodu do włożonego kapitału. Zakład posiada czterdzieści kilka tysięcy złr. „majątku“ w nakładach, a dochód w przeszłym roku wynosił brutto trzysta kilkanaście złr. Z tego widzimy, że wydawnictwa sparaliżowałyby pomoc materjalną, o której nie potrzebujemy się podobno rozpisywać, by dowieść, jak dalece byłaby dla literatów pożądaną. Autorom statutów
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/37
Ta strona została skorygowana.