Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

graficzny, który już miał zamienić się w istotę czynu przekroczenia przeciw bezpieczeństwu honoru, §. nie wiem który, gdy w sam czas wystąpił jakiś człowiek mniej złobny, i wytłumaczył wzburzonemu tłumowi, że wydatne czoło, wraz z faworytami i innemi akcesorjami, niekoniecznie dowodzi uczestnictwa w kongresie etnograficznym, i że podobieństwo bywa często złudnem. Gdyby nie ta wątpliwość co do tożsamości osoby, jegomość ów byłby mógł być „przyciśniętym do muru“, i Słowo mogłoby było mieć o jeden dowód więcej, że p. Beust inspiruje nas złobą ku Moskwie.
Redutę tę ożywiła między innemi inwazja pokolenia Beduinów, którzy pod dowództwem swojego emira czy szejka pogwałcili jawnie prawa koranu, bo wypili dwadzieścia kilka butelek wina, i to — jak niektórzy twierdzą — chrzczonego wina. Zresztą Arabowie ci okazali się i pod innym względem zwolennikami postępowych wyobrażeń, postanowiwszy bowiem ofiarować bukiet najpiękniejszej damie, obecnej na reducie, rozstrzygnęli powszechnem głosowaniem, kto ma otrzymać ten bukiet. Maski były dowcipne, a komu brakło dowcipu, posługiwał się grubiaństwem; nieuniknionem zaś dalszem następstwem tej reduty, równie jak wszystkich poprzedzających, była i jest jeszcze dziś zawzięta walka znanego powszechnie „nadepniętego“ i niedowcipnie „zaczepiętego“ sprawozdawcy z nieboszczykiem Kopczyńskim, który musiał pewnie już kilka razy obrócić się w grobie tego roku.
Niemniej wesoło i żywo idą w tym roku zabawy w domach prywatnych. Kronikarz nie odpowiedziałby swemu powołaniu, gdyby od czasu do czasu nie opowiedział jakiego nowego wypadeczku, który wydarzył się w tym lub owym domu, albo gdyby przynajmniej nie odegrzał jakiej starej, zapomnianej już anegdotki. Otóż podaję dziś taką anegdotkę, którą mi opowiadano jako rzecz bardzo nową — choć nie wiem, czy nie wydarzyła się już gdzie przed kilkunastą laty.
Na zabawie u pewnego wyższego urzędnika znajdowała się między innemi pewna pani z dwiema córkami, z których jedna ma lat ośmnaście, a druga siedm. Matka ze starszą córką wyszła na chwilę z bawialnego pokoju do drugiego, a tymczasem inni goście rozpoczęli rozmowę z mniejszą, siedmioletnią córeczką. Pytano ją, jaki też podarunek dostała na wilię, itp. Dziecko to jest bardzo wielomowne, zaczęło więc rozpowiadać różne rzeczy, które widziało i słyszało w domu. Między innemi towarzystwo dowiedziało się, że starsza siostra otrzymała na wilię na kolędę od ojca pudełko z przyrządami do szycia w kształcie ładownicy oficerskiej. Prezent ten wydał się pannie zbyt małocennym Na to miał jej rzec der Fritz (brat obydwu panienek): „Ty byś może chciała, żeby ci zamiast ładownicy dano zaraz całego oficera, bo nie potrzebowałabyś codziennie chodzić na spacer ulicą Karola Ludwika, aby się z nim widzieć“. A siostra jemu: — „Co tobie do tego, trutniu, ja się ciebie nie pytam, którędy ty chodzisz, gdy wracasz z kolegiów!“ — „Więc dopiero, prawiło dalej l'enfant terrible, wmięszał się między nich der Papa, i powiedział im: — „Ihr seid’s doch ein wahres Mistfich, uważajcie przynajmniej, żeby służąca nie słyszała, co tu mówicie, bo rozgada to w całem mieście“. — Byliby się goście dowiedzieli więcej może jeszcze podobnych tajemnic familijnych, gdyby matka ze starszą córką nie wróciła była do bawialnego pokoju i nie położyła końca temu opowiadaniu.