Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

Oprócz ruchu karnawałowego, mamy także zwiększony nieco ruch stowarzyszeń, jeżeli można nazwać ruchem obracanie się wkoło na tem samem miejscu. Założyciele Towarzystwa naukowo-literackiego rozesłali na wszystkie strony odezwę, wzywającą do przystępowania, wraz z drukowanemi statutami. Dziennikarze tutejsi gotowi są w największej części przystąpić do Towarzystwa, jeżeli założyciele oświadczą wyraźnie, że paragraf 10. statutów, wymagający od członków rocznego zdawania sprawy ze swoich prac naukowych i literackich, nie wyklucza prac dziennikarskich, i że tłumaczenie, jakie zdaje się dawać temu paragrafowi wspominany przez nas na tem miejscu artykuł Dziennika Literackiego, jest mylne. W przeciwnym razie, dziennikarze musieliby się uważać za wykluczonych, bo nie mogą się zobowiązywać do prac innych, oprócz tych, które należą do ich zawodu, i które nie zostawiają im czasu do innych zajęć. W ogólności, cały ten paragraf 10. wydaje się niepraktycznym, bo praca umysłowa nie da się kontrolować, jak postęp ucznia gimnazjalnego w naukach i pilność w wypracowywaniu pensów. W tym względzie, równie jak w rzeczach, które wskazaliśmy poprzednio, zmiana statutów byłaby konieczną, jeżeli Towarzystwo ma się rozwinąć i przynieść jaką korzyść krajowi i swoim członkom.
Wszystkie stowarzyszenia, których urządzenie jest wadliwe i niezgodne z potrzebami stowarzyszonych i z wymaganiami czasu, muszą powoli upadać. Tak się też dzieje ze „Stowarzyszeniem wzajemnej pomocy rzemieślników mieszczan lwowskich“, które tego roku utraciło znaczną część swoich członków. Założono je podług zastarzałych dziś już wyobrażeń o jakiejś wyłączności i odrębności cechowej, i zamiast rzeczywistego stowarzyszenia wzajemnej pomocy, utworzono coś nakształt instytutu dobroczynności. Temi dniami odbyło się walne zgromadzenie, na którem przedłożony był projekt zmiany statutów w duchu postępowym, na kształt stowarzyszeń, utworzonych w Niemczech przez Schultze-Delitscha. Przyjęcie tej zmiany było w interesie stowarzyszonych, a mimo to — rzecz trudna do uwierzenia — projekt upadł. Gdzieindziej dziwić się będą, jakim sposobem zgromadzenie mogło powziąć uchwałę, sprzeczną z interesem ogółu i każdego pojedyńczego członka. U nas objawy takie nie należą do rzadkości. Znajdzie się niestety zawsze ktoś, komu się niepodoba najrozsądniejsza uwaga, najtrafniejszy pomysł. Ten ktoś nie szuka nigdy za argumentami na zbicie przeciwnego zdania, boby ich zresztą i nie znalazł, ale poprostu „zmawia się“ z drugimi, którzy najczęściej nie wiedzą nawet dokładnie o co chodzi, i nie starają się wcale aby to wiedzieć. Nic łatwiejszege, jak znaleźć u nas ludzi, którzy nie chcą myśleć, dowiadywać się, rozumieć — oczywista tedy rzecz, iż taki ktoś, choćby dźwigał kilkopiątrowy kołtun na głowie, łatwiej uzyska większość, niż ten, coby stawiał wniosek najrozumniejszy, ale wymagający zbadania i zrozumienia rzeczy. Tym sposobem zapadają u nas nieraz najdziwaczniejsze i najśmieszniejsze uchwały, a udają się one tem lepiej, jeżeli motorowie owego „zmówienia się“ potrafią przeciwstawić rozsądnemu wnioskowi jaką kwestję osobistą lub koteryjną. Już to pod względem koteryjności, my mieszczanie prześcignęliśmy dawno szlachtę, na którą tyle narzekano. Jak niegdyś szlachta na karmazynów i na szaraków, tak my dzielimy się na „mieszczan“ i na „inteligencję“. Dziękuję, jeżeli mieszczanin jest przeci-