wemmasłem lub bifsztyk z „przeszkodami“, t. j. z sardelkami i t. p., jako potrawa z ryb i mięsa powinien przeto być wykluczonym z każdej prawdziwie katolickiej kuchni.
Gazeta urzędowa, oprócz tej dyspenzy arcybiskupiej, przyniosła nam miłą bardzo wiadomość o przygotowaniach, robionych w tutejszym c. k. sądzie krajowym w celu zaprowadzenia sądów przysięgłych. Dziennikarstwo mianowicie powinno z radością powitać zapowiedź tej zmiany. Dobrze jest przytem, że mamy ustawę, która wydawcy dziennika lub innego pisma zapewnia zwrot kosztów i strat, poniesionych w razie, jeżeli sąd uzna, że konfiskata nastąpiła bez prawnego powodu, i że poszlakowany utwór literacki nie zawierał żadnej zbrodni. Za czasów samowoli policyjno-sądowej, zdarzało się n. p. że skonfiskowano dziennik z powodu, iż zawierał wiersz, który w ogólnikowych wyrazach opiewał cierpienia jakiegoś narodu, i wyraził nadzieję lepszej przyszłości, zachęcając do wytrwałości i męstwa. Wiersz nie wymieniał wyraźnie żadnego narodu: można go było stosować do narodu austrjackiego, uciemiężonego przez Prusaków w r. 1866, albo do narodu żydowskiego, rozsypanego po całym świecie, albo do Duńczyków w Jutlandji i t. p. Ale dawny, jak mówiłem, policyjno-sądowy system odznaczał się doskonałym węchem. Wiersz napisany był po polsku, więc musiał tyczyć się cierpień i nadziei narodu polskiego, ergo powinien być skonfiskowany. Gdyby autor, zamiast narzecza piśmiennego polskiego, użył był ruskiego, albo jeszcze lepiej, gdyby był rymował po moskiewsku, byłby mógł opiewać jak najwyraźniej bole i pragnienia ojczyzny wielkorusskiej — a system policyjno sądowy nie byłby zwietrzył nic złego. Oczywiście, działo się to dawniej, bardzo dawno — ale jakoś przypomniały mi się dziś te czasy i rad jestem z ustawy, która nietylko chroni poetów od kozy za ogólnikowe wyrażenia, ale zabezpiecza także wydawców od szkód materjalnych. Śniło mi się bowiem tej nocy, że c. k. prezydent wyższego sądu krajowego we Lwowie został odwołany ze swej posady, i że jego miejsce zajął ktoś inny, przypominający żywo tradycje owego dawnego, policyjno-sądowego systemu, i nieuważający za rzecz, będącą poniżej swej godności, ukaranie dziennikarzy winnych lub niewinnych.
Z wiadomości literackich i dziennikarskich jest tylko ta, że zapowiedziany pierwszy numer Smieszka spóźnił się, albowiem c. k. wyższy sąd krajowy we Lwowie zatwierdził wyrok, wydany poprzednio w sądzie krajowym przeciw p. Włodzimierzowi Zagórskiemu o przekroczenie prasowe, i tenże jako wydawca Śmieszka musiał dopiero poszukać kogoś, coby objął odpowiedzialną redakcję tego pisemka na czas, w którym sam wydawca nie będzie mógł pełnić tej funkcji. Pierwszy tedy numer Smieszka pojawił się dopiero wczoraj, pod odpowiedzialną redakcyą pana Astolfa Grafczyńskiego.