Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

Lwowie jakiego piśmiennego russkiego człowieka. Faktor po długiem szukaniu znalazł nareszcie młodego emigranta z Kongresówki, który za kartą pobytu przebywał we Lwowie, i który w szkołach uczył się był po moskiewsku. Temu zwierzył się pan jenerał ze swojego kłopotu i pokazał mu kopię, sporządzoną przez galicko-moskiewskich literatów, dodając, że eto ni k’ czortu nie gadiłoś (nie przydało się nawet djabłu). Eto udiwitielno, mówił dalej pan jenerał, szto ani russkij żurnał pieczatujut, a nikak pisat’e nie znajut. Tak tedy wysłannicy moskiewscy, zapłaciwszy, notabene, dwadzieścia kilka rubli za pierwotne, absolutnie nieczytelne eksperymenta kaligraficzne, dopiero przy pomocy polskiego emigranta przyszli do odpisu, którego potrzebowali. Na pochwałę tego ostatniego należy tu dodać, że za dwa arkusze pisma kazał sobie zapłacić dwanaście rubli sr., i tym sposobem stworzył w budżecie carskim pozycję, która najwymowniej dowodzi, że moskiewska abrazowanost’ (oświata) należy tu w Galicji do największych rzadkości.

(Gazeta Narodowa, Nr. 80. z d. 5. kwietnia r. 1868.)





15.
Alleluja i życzenia przy święconem jajku. — Klęski Krakowa. — Rada miejska lwowska. — Projekta finansowe p. Brestla z kronikarskiego punktu widzenia. — Zapiski ekonomiczne. — Przegląd dziennikarstwa miejscowego. — Dziennik Lwowski. — Przegląd. — Gazeta Lwowska i wystawa obrazów. —

Każdy z łaskawych moich czytelników, nim wziął Gazetę do ręki, rozprawił się już zapewne z „święconem“, i czyniąc zadość swojemu apetytowi, wypełnił jednocześnie obowiązek patrjotyczny i religijny. Patrjotyczny, bo przecież to prastary obyczaj słowiański, praktykowany zapewne jeszcze u Wenedów, Antów, „Linchitów“ itd., nakazuje koniecznie z początkiem wiosny nabawić się niestrawności na kiełbasach i na szynkach. Niegdyś miało to być oddaniem czci Światowidowi, dziś w ten sam sposób obchodzimy Zmartwychwstanie Pańskie. Ze wszystkich powinności obywatelskich i chrześciańskich, tę jednę wypełniamy najsumienniej i najakuratniej. Nawet największy przeciwnik konkordatu okazuje się tu gorliwym katolikiem; nawet p. Weigel[1], który nie zna „żadnych względów poli-

  1. P. Weigel należał w Krakowie do obrońców partykularyzmu, o którym była mowa w poprzedniej kronice. Minister Giskra sprzyjał żądaniom krakowskim, pojmował bowiem, iż podział kraju osłabi żywioł polski w Austryi. W obronie petycyi, oddanej przez radę gminną krakowską do