tycznych“, je dziś baby, mazurki, kiełbasy i szynki, jak gdyby to było interesem specjalnie krakowskim, a nie rzeczą ogólnie polską. Nawet Dziennik Lwowski, „aczkolwiek“ należąc do opozycyi, zapomina, że Gazeta Narodowa może być w tej mierze zwolenniczką starego obyczaju, i nie umieszcza dziś wstępnego artykułu przeciw jedzeniu święconego; nie dowodzi, że jest poprostu wymysłem półurzędowym. Co więcej owe historjozoficzne poglądy nasze, z których drwi sobie fejletonista z pod Wawelu, nie doznają dziś żadnego rozczarowania, w skutek bowiem jakiejś nadzwyczajnej łaski starego kalendarza, Ruś je dziś święcone razem z Mazowszem, jak gdyby jej Rada, miejska krakowska nie uchwaliła oddać na pastwę św. Jurowi! Gdy więc tak wielka dziś we wszystkich ziemiach polskich panuje zgodność zdań i apetytów, gdy brzęczą widelce, talerze i kieliszki od Karpat do Dźwiny, od bagien Noteci do Dnieprowych progów, więc nie mogąc niestety, zapomnieć o wszystkich mólach, które nas gryzą, gryźmy przynajmniej co się gryźć daje, i życzmy sobie na rok przyszły: weselszego Alleluja.
Przygotowałem się ja z dłuższemi i więcej szczegółowemi życzeniami, ale gdybym je tu chciał wszystkie wypisać, musianoby na rzecz fejletonu opuścić w dzisiejszym numerze przegląd polityczny, kurs giełdy lwowskiej i inseraty, a na to administracya nigdy nie przystanie. Umieszczam tu więc tylko to, co najważniejsze, i życzę:
naszej delegacji w radzie państwa: wygodnych fotelów i dobrze zaopatrzonego bufetu;
pojedyńczym naszym mężom stanu: jak największej liczby koncesyj — na różne linie kolei żelaznej, dla różnych konsorcjów krajowych i zagranicznych;
całej rzeszy Przedlitawskiej: malutkiego Bismarka, ale bez junkrów i bez domu poprawy dla więźniów politycznych;
ojcom miasta Lwowa; zimy bez śniegu, jesieni bez błota, lata bez kurzu, wiosny bez niedoboru w budżecie;
ojcom miasta Krakowa: 14.000 rocznego czynszu z każdej kamienicy, szalonego odbytu w sklepach korzennych, jeszcze z dwóch przynajmniej Giskrów w ministerstwie wiedeńskim, i z czterech Weiglów w Radzie miejskiej.
Ostatnie to życzenie, jeżeli się spełni, przyczyni się najpotężniej do wzrostu miasta Krakowa, i do przywrócenia mu dawnej świetności, która tyle straciła ze swojego blasku, odkąd w skutek uchwały sejmowej zwinięto istniejącą tam komisję namiestniczą, i tym sposobem pozbawiono tysiącletni ten gród najgłówniejszej jego ozdoby, podkopano jego znaczenie, i odjęto wszelki urok odwiecznym pamiątkom, które się w nim mieszczą. Bez komisji namiestniczej, Kraków przestałby być Krakowem. Czemżeby była n. p. mogiła Wandy, gdyby nie służyła za cel przechadzki niedzielnej, rodzinom czterech przynajmiej c. k. radców namiestnictwa? Jakąż uwagę zwracałaby na siebie brama Florjańska, gdyby nią nie wchodził do
p. Giskry w tej sprawie, powiedział był jednakowoż p. Weigel, iż nie uznaje tu żadnych względów politycznych. Można to było interpretować tak, iż Krakowianie interes swojego miasta stawiają ponad interes ogółu: tej interpretacyi trzymał się też kronikarz.