wielki zwolennik świętopietrza i konkordatu, nieprzyjaciel wszystkich rzeczy i prawd, łatwych do zrozumienia, i specjalista w sprawie zupy rumfordzkiej.
Opowiadają, że wziął od swego spowiednika osobne pozwolenie, ażeby mu wolno było czytać bezbożne uwagi kronikarza lwowskiego Gaz. Nar., i ażeby tem skuteczniej mógł zwalczać złego ducha, który według jego zdania zagnieździł się w tej Gazecie, i osobliwie w niedziele i święta uroczyste przeszkadza mu w bogobojnych ćwiczeniach stylu, uprzyjemniających później każdemu człowiekowi, niepozbawionemu łaski poświęcającej, czytanie pierwszej stronicy Czasu. Dziwna to rzecz, że w tej brzydkiej sprawie podały sobie rękę wszystkie koterje i koteryjki, jakie mamy w kraju. Ultramontanizm zawarł „ślub cywilny z potrzeby“ z ultrademokracją“ — dziennik, który jest organem torysów krakowskich, z dziennikiem, który chce uchodzić za organ jakiegoś stronnictwa, bajecznie skrajnego i opozycyjnego. Poruszono wszystkie sprężyny, wytoczono mnóstwo spraw podrzędnych, ale nie odpowiedziano dotychczas na główne pytanie: Czy wolno najstarszemu nawet i najzacniejszemu miastu wyłamywać się z pod uchwał sejmowych, i przeciw tymże wdawać się w prośby lub przedstawienia do wiedeńskiego ministra? Dziś ta sprawa wstąpiła w oryginalną fazę: Ministerstwo ma pod ręką kwestje, bardziej dla niego ważne i naglące, niż ustanowienie komisji namiestniczej w Krakowie, nie chce więc w kwestji podrzędnej wchodzić w zatargi z opinią kraju i jego reprezentantów. Oświadczyły się tedy przeciw uchwale Rady krakowskiej dzienniki niemieckie, znane z dążności centralistycznych. Wobec tego powinni obrońcy separatyzmu krakowskiego schować się pod ziemię ze wstydu — cóż, kiedy wstyd wyszedł u nich ze zwyczaju!
W innych kwestjach, gdzie chodzi o interes kraju, trudno jest znaleźć tak wszechstronne poparcie w naszem dziennikarstwie, jakie znalazła wiąkszość Rady krakowskiej. W sprawie języka urzędowego w sądach galicyjskich, którą podniosła Gazeta, daremnie oglądaliśmy się za takiem poparciem. Milczała wówczas szanowna „opozycja“ i cieszyła się w duchu, że ją p. Komers wyręczył na chwilę w ciężkiej pracy polemizowania z Gazetą.
Niestety! „opozycja“ nie ma czasu, ażeby popierać sprawy, które nasuwają się w praktyce codziennej, bo w ciasnych jej ramach zaledwie zmieścić się mogą szumne deklamacje na ospałość, na apatję, na brak łączności w kraju i t. d. Przy takich jednostajnych elegiach kraj spałby doskonale, gdyby ich słuchał. Potem „ultrademokratyczna opozycja“ musi popierać i chwalić hr. Thuna, a od czasu do czasu wyszukać jakąś myśl zbawienną dla kraju w mętach czesko-moskiewskich, które bywają drukowane po niemiecku w pragskiej Politik. Treść najnowszej ewanielii, która powstała tym sposobem, jest taka: Dotychczas przewodzili w polityce krajowej ludzie, którzy wyszli z Galicji wschodniej, i polityka ta była złą, nieprowadzącą do celu. Potrzeba więc podzielić Galicję na dwie połowy, ażeby w Krakowie mógł wyrobić się duch prawdziwie polski. Lwów i Galicję wschodnią należy odciąć od Krakowa, jak zgangrenowany członek od zdrowego ciała. Amputacja ta, zdaniem felczerów Dzienn. Lwowskiego, sprowadzi jak najlepsze skutki. W odciętym, zgangrenowanym członku zapuści korzenie bank rustykalny, a w zdrowem ciele krakowskiem roz-
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/75
Ta strona została skorygowana.