fabrykacją „niezawisłej“ krytyki, zażądał dla tem niezawiślejszego ocenienia gry amatorów, dwóch biletów wolnych od opłaty za krzeszło parterowe. Dziennikarze, którzy i tak już muszą opłacać stępel, marki pocztowe i t. p., nie mogą umieszczać swoich kapitałów w przedsiębiorstwach tak nieprodukcyjnych, jak dobroczynność. Na nieszczęście były w kasie już tylko bilety na krzesła trzeciego piętra, a pośrednim tego wynikiem było, że fabrykanci niezawisłej krytyki w oburzeniu swojem wysypali na amatorów w organie kameralno-demokratycznym wszystko to, co dwa lub trzy razy na tydzień zostają winni panu Miłaszewskiemu i jego popisom choreo-melo-kikso-dramatycznym. Dobrze jest wprawdzie dla niezawisłego krytyka, który byłby w stanie pochwalić panią Miłaszewską w roli Poczwarki, jeżeli czasem poćwiczy się w używaniu frazesów ganiących ― wszak może kiedyś p. Miłaszewski przestanie być dyrektorem, a teatr nasz przestanie być wzorem scen europejskich, — ale ćwiczenia także nie powinne odbywać się na koszt amatorów, biorących udział w przedstawieniu jedynie dla poparcia pięknego celu.
Onegdaj rozpoczął się pierwszy eksperyment na młodym konstytucjonalizmie austrjackim, co do jego tolerancji dla sztuki dramatycznej. Panowie Miłosz Stengel i Lech Nowakowski wnieśli do c. k. namiestnictwa prośbę o koncesję na otwarcie drugiego teatru polskiego we Lwowie. Opierają się oni na tem, że przywilej, udzielony hr. Skarbkowi, rozciąga się tylko na przedstawienia niemieckie a przedstawienia w innych językach są w teatrze Skarbkowskim tylko dozwolone, ale nie są wyłącznie dla niego zawarowane. Udzielono p. Paczyńskiemu koncesję na teatr ruski, nie powinnaby więc spotkać odmowna odpowiedź prośbę pp. Stengla i Nowakowskiego. Lwów ma dziś ludność tak wielką, że mógłby przy ożywionym nieco jej udziale utrzymywać dwie sceny. Zresztą scena, któraby runęła w, skutek konkurencji, musiałaby być złą, i nikomu nie powinno zależeć na jej utrzymaniu. Oczywista rzecz, iż scena pana Miłaszewskiego nie może runąć wszak on sam utrzymuje, że tak doskonałej nie było jeszcze we Lwowie!
Pan Miłaszewski wypisał się w Dzienniku Poznańskim, w odpowiedzi na zarzuty lwowskiego korespondenta tego pisma, że na tem polega zdolność i zasługa dyrekcji, jeżeli patrafi odgadnąć wymagania czasu i oprzeć na nich cywilizacyjny wpływ sceny. Otóż snać wymaga trykotów, krótkich spodnic i fałszywego śpiewu, boć pan Miłaszewski oparł cywilizacyjny wpływ sceny lwowskiej na utrykotowanych kształtach swojego corps de ballet i na kiksach p. Wojnowskiego. Te nieuki lwowskie w Gazecie Narodowej, w Dzienniku Literackim i w Nowinach nie mogą tego pojąć! Kankan, tańczony przez pensjonarki, należy także do wymagań czasu, a panny Popielówny mają tu nad Pełtwią misję cywilizacyjną, o której nie śniło się owym nieukom! Klasycyzm! Kto dziś dba o klasycyzm! Notabene, według teorji p. Miłaszewskiego klasycyzmem jest wszystko, do czego nie przydał się ani p. Wojnowski, ani pan Koncewicz, ani panna Kwiecińska. Klasycyzm, to bajka o żelaznym wilku, której bliższe objaśnienie byłoby łamigłówką dla niejednego „literaty“ piszącego „niezawisłe krytyki“, a erudyci mniej piśmienni, n. p. pan Miłaszewski, nie mogą w tej mierze mieć specjalnych wiadomości. Dość, że według słów listu p. Miłaszewskiego, trzecią część repertoarza stanowią we Lwowie „dramata i utwory klasyczne.“ Biedny Meilhac, Anicet Bourgeois, i jak się tam
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/79
Ta strona została skorygowana.