jeszcze nazywają wszyscy owi fabrykanci tuzinkowych i tuzinowo-aktowych okropności dramatycznych, którzy całe życie wysilają się na to, aby być romantykami! Wszyscy w czambuł zaliczeni są dziś w poczet klasyków, obok Kornela, Kasyna, obok Felińskiego! Nawet panią Birch-Pfeiffer spotkał ten sam los!
......sie schreibt ja romantische Dramen,
Und säuft nicht schnöden Terpertin,
Wie Roms galante Damen!
Pan Miłaszewski twierdzi tedy, że domagamy się od niego utworów klasycznych. Poznańczycy gotowi mniemać (a jest to naród biorący rzeczy ściśle, na wzór Niemców) — że my tu przepadamy za trzynastozgłoskowym wierszem i że p. Miłaszewski ma z nami tyle kłopotu, co ś. p. Adam z klasykami warszawskimi. Dla prywatnej wiadomości p. dyrektora, który zdaje się być mniej biegłym w dziejach piśmiennictwa, zmuszony jestem dodać tu tę uwagę, żo ów ś. p. Adam nie był bynajmniej dyrektorem teatru, i że nie należy go brać za jedno ze znanym mistrzem Adamem, twórcą romantyzmu i propagatorem kiksów we Lwowie. Był to poprostu niejaki Adam Mickiewicz, który pisywał dość udatne wierszyki, choć jenerał Bućkowski w Lublinie upewniał p. Miłaszewskiego, że był to krugom-durak obok Łomonosowa, sztatskiego sowietnika i t. d. Oprócz tego to Adama, było wielu innych poetów, którzy pisali różnym wierszem, a nietylko 13zgłoskowym, i którzy odbiegli od sztywnych i nudnych form klasycyzmu. Panu dyrektorowi znany może będzie z nazwiska Aleksander hr. Fredro, i przyjemnie mu będzie dowiedzieć się, że tenże hr. Fredro, oprócz tego iż wybito medal na cześć jego, ma jeszcze i tę zasługę, że napisał wiele doskonałych komedyj, z któremi radaby się od czasu do czasu widzieć publiczność lwowska. Był także oprócz francuzkich tłumaczeń Szylera stary hofrat niemiecki, nazwiskiem Goethe, którego liczą do niezłych pisarzy dramatycznych; Anglicy zaś, ceniący wysoko porter i konie wyścigowe, szczycą się jeszcze i tem, że niejaki Wilhelm Szekspir pisał w ich języku tragedje i komedje, których nie można podciągnąć pod jedną rubrykę z utworami klasycyzmu, a które jednakże w znacznej części są omal że nie lepsze od „Orfeusza w piekle“ i od „Straganiarek paryzkich.“ Z tymi wszystkiemi autorami i z wielu innymi, równie mało znanymi p. Miłaszewskiemu, publiczność nasza chciałaby czasem widzieć się na scenie, ale odkąd tę ostatnią „dźwignął z ruin“ p. Miłaszewski, i odkąd pani Birch-Pfeiffer awansowała na autorkę klasyczną, wydarza się to ledwie raz na dwa lata. Jan Miłaszewski woła przytem w zapale, że historji nie tworzą czcze gadaniny, oprze ona swój sąd na faktach, a on się tego sądu nie lęka. Wierzę chętnie, że poczciwa Klio złoży ten rekurs pana Adama Miłaszewskiego ad acta, i że da szczutka w nos woźnemu, któryby go chciał cytować przed jej trybunał. Są ludzie tak wielcy, że historja z nimi rozprawiać się nie może; materjał do ich biografii tonie w archiwach magistratu.
Głównym wypadkiem literackim jest w tej chwili ciągle jeszcze pojawienie się komedji J. A. hr. Fredry p. t. Posażna jedynaczka. Krytyka, t. j. ta część krytyki, która sobie sama nie wydaje świadectwa nieudolności pociesznemi błędami stylistycznemi i gramatycznemi, zgodziła się mniej więcej w sądzie, który musiał tym razem być pochwalnym. Niektórym recen-