Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

ta potrzebną jest panu ministrowi przedlitawskiemu na pokrycie tegorocznego niedoboru.
Rzadkie to przymierze[1] bzika tradycyjnego z bzikiem niby-opozycyjnym objawia się nietylko w dążnościach, ale i w sposobie ich popierania. Mamy n. p. codzień teraz przykłady, że poważny niegdyś Czas pożycza u „nich, opozycji“ lwowskiej sposobów mówienia, znanych z jednej strony tylko pauprom krakowskim, a z drugiej tylko szanownemu korespondentowi Dziennika Warszawskiego. Bywały przykłady pod Wawelem, że w braku dostatecznych argumentów logicznych, wykręcił się ktoś dowcipem z przykrego położenia. Teraz, w braku dowcipu, Czas doświadcza swoich sił w nowym rodzaju prowadzenia polemiki, używanym dotychczas tylko przez owych znanych (Chochlikowi) póréstuf i literatuf. Niektóre wycieczki kronikarza Czasu przeciw Gazecie Narodowej nawet tak bardzo podobały się organowi kameralno-opozycyjnemu, że adoptował je i jako płody własnej muzy przedrukował bez wymienienia źródła. Obydwa te pisma zdają się być przejęte przekonaniem, że im częściej powtórzą wyrazy: „duch Narodówki, ferwor Narodówki“, „gromowładna Gazeta Narodowa“ i t. p,, tem łatwiej zapomną ich czytelnicy, że galicyjskie dobra krajowe nie powinne być sprzedawane przez Radę państwa na rzecz skarbu przedlitawskiego. Pewnego razu pani de Maintenon udało się przy obiedzie zabawić swoich gości jakąś powiastką tak dobrze, że zapomnieli o pieczystem, które się było przypaliło. Ale pani de Maintenon posiadała rzadki dar opowiadania, a przytem goście jej nie byli tak głodni, jak kasa naszego Wydziału krajowego.

Najlepsza miarą do sądzenia praktycznej wartości tej lub owej teorji politycznej bywa zwykle wrażenie, jakie ona sprawia w obozie nieprzyjacielskim. Na program ks. Czartoryskiego, wygłoszony dnia 3. maja r. b. w Londynie, rzuciły się z wściekłością wszystkie pisma moskiewskie, a pragska Politik na ich czele. Natomiast znalazła u Moskali bardzo pochlebne przyjęcie broszura p. Kominkowskiego, która potępia wszelką politykę antymoskiewską i każe nam od łaski carskiej oczekiwać zbawienia, w postaci wznowionego królestwa Kongresowego. W codziennej kronice Gazety Narodowej przytoczone były pochwalne wyrazy Słowa o tej broszurze, wraz z moskiewskim przekładem tego, co o niej napisał Czas krakowski. Czas jednego dnia wyparł się zupełnie, by kiedy wspomniał o broszurze p. Kominkowskiego, a gdy mu zacytowano numer, w którym to uczynił, i słowa, któremi pochwalił autora, utrzymuje teraz, ze w broszurze nie ma tych zdań politycznych, zasługujących na potępienie, o których wspominaliśmy! Tymczasem każdy, kto weźmie broszurę w rękę, przekonać się może z łatwością, jakie to teorje wydały się Czasowi oznaką „czerstwego zdrowia, cechującego osobę, która mówi prawdę, nie oglądając się na to czy to się komu podoba lub nie“. Słuszność nakazuje przyznać, że Czas mógł tylko przez niedozór redakcji, przez pospiech lub roztargnienie wydrukować tak potworne zdanie, i że teraz sam nie wie,

  1. Wzmianka ta odnosi się do sprawy kupna dóbr koronnych w Galicji, o który starała się spółka Siemund-Kirchmayer. Za sprzedażą przemawiał Czas i Dziennik Lwowski, później udowodniono sądownie, iż spółka powyższa pamiętała o wydawcach dzienników wcale hojnie.