każdym stoliku widzieć grupę ludzi, rozmawiających po cichu, liczących coś na palcach, podsłuchujących rozmowy, prowadzone przy drugich stolikach, badających miny i ruchy tych, co przy nich siedzą. Każda taka grupa, to osobne konsorcjum; każdy jej członek, to Galicjanin, który przybył do Wiednia, ażeby wzbogacić się przy tem lub owem przedsiębiorstwie. Jedno konsorcjum patrzy z ukosa na drugie, stara się dowiedzieć, jak daleko postąpiły jego interesa, usiłuje przedstawić swoje własne w jak najlepszem świetle, ażeby wytargować wyższą sumę za odstąpienie koncesyj, otrzymanych już lub dopiero obiecanych. Gdyby się powiodły wszystkie te projekta i plany, Galicja byłaby niebawem zaludnioną przez samych Krezusów, — szkoda, że najlepsze kąski, jak n. p. najważniejsze linie kolei żelaznej, już są rozdane, a każde późniejsze konsorcjum w trudniejszych już znajduje się warunkach, bo zmierza do przedsiębiorstw mniej zyskownych, i mniej mu łatwo przyjdzie znalezć w kraju i za granicą uczestników i akcjonarjuszów. Nie skończyłbym, gdybym chciał wyliczać wszystkie linie kolei, któremi ma być Galicja przerzniętą, wszystkie banki, spółki przemysłowe itd., któremi ma być uszczęśliwioną Jedno konsorcjum chce budować kolej żelazną z Węgier na Skole, Stryj, Chodorów, do Tarnopola. Drugie jest za linią: Łupków, Lisko, Chyrów, Przemyśl, a trzecie chce jeszcze budować osobną linię z Chyrowa do Chodorowa. Czwarte konsorcjum zachwala korzyści, jakie przedstawia linia, prowadząca przez Duklę do Przemyśla, piąte woli jechać przez Duklę do Rzeszowa, a szóste przez Duklę do Tarnowa. Siódme konsorcjum trzyma się już wyłącznie Galicji, i chce prowadzić linię z Przemyśla przez Sambor, Stryj, Bolechów, Kałusz do Husiatyna. Jest podobno i ósme, które marzy o linii, wiodącej z Gródka do Drohobyczy. Dodajmy do tego konsorcjum, które się krząta około założenia banku komisowego i eksportowego we Lwowie, konsorcjum, a raczej konsorcja, oczekujące z upragnieniem, by im skarb przedlitawski sprzedał galicyjskie dobra krajowe, konsorcjum w celu wydobywania nafty w Drohobyczy i t. p., a będziemy mieli wyobrażenie o tem, jak bardzo przemysłowym i handlowym krajem stałaby się Galicja, gdyby wszystkie te piękne rzeczy przyszły do skutku. Oczywista rzecz, iż niektóre konsorcja po patrjotyzmie, inne zaś po zdrowym „ekonomicznym“ zmyśle dziennikarstwa krajowego spodziewają się usilnego poparcia swoich celów, a niektóre znowu dzienniki na tych samych podstawach spodziewają się, że będą wezwane do popierania tych korzystnych materjalnych dążeń, w sposób oczywiście materjalny.
Kto nie pojechał do Wiednia, wierny zasadzie, nie wiedzieć dla czego niemieckiej: Bleibe im Lande und nähre dich redlich, temu Lwów prócz koncertów nastręcza w tych dniach wiele sposobności do pokrzepienia słowiańskiego ducha[1].
- ↑ „Słowiańskiego ducha.“ W owym czasie Dz. Lwowski bronił z zapałem zasady „wzajemności słowiańskiej,“ nie zrażony widowiskiem kongresu etnograficznego, w którym wzięli udział Czesi. Po nim, odziedziczyła tę sympatję dopiero w r. 1864 Gazeta Narodowa — tu, jak widzimy, występowała w duchu, w jakim następnie traktował i traktuje tę sprawę Dziennik Polski.