Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/9

Ta strona została skorygowana.

się wszędzie wielkie mnóstwo ludzi, którzy ani pisać, ani nawet logicznie rozumować nie umieją, a jednak w danym razie mogą zmącić nie mało wody. Organem takich opozycjonistów stał się Dziennik Lwowski, Organ demokratyczny, wychodzący pod redakcją pp. Henryka Jasińskiego i Karola Gromana. Było to pismo jak najpocieszniej nieortograficzne, niegramatyczne i nielogiczne — ale było, i miało czytelników. Pod jego to auspicjami założono we Lwowie pierwszy w tych czasach klub polityczny i dano mu nazwę „Towarzystwa narodowo-demokratycznego“. Na czele stanął Smolka, obok niego Henryk Schmitt. Przyłączyła się garstka poczciwej, dobrze myślącej młodzieży, która z powodów na wstępie wskazanych, nie mogła pogodzić się z polityką utylitarną. Dalej, wciągnięto w to mieszczan, którzy nie wiedzieli dobrze, o co chodzi, i jedni sądzili, iż pod przywództwem Smolki pójdą zwalczać arystokrację, jak przystało demokratom — drudzy zaś pod przywództwem pp. Jasińskiego i Gromana spodziewali się wpływ na pewne sprawy publiczne zapewnić „prawdziwemu“ mieszczaństwu, t. j. właścicielom domów, warstatów i sklepów — a usunąć od tych spraw „inteligencję“. Ponieważ ciasne pojęcia tego rodzaju jak najmniej dadzą się pogodzić z wyobrażeniami postępowemi, więc sam skład Towarzystwa narodowo-demokratycznego obarczył je u kolebki klątwą śmieszności i nie potrzeba było wielkich wysileń, by pobudzić ogół do śmiechu — dość było przytoczyć od czasu do czasu wiekopomne powiedzenie jakiego „narodowego demokraty“, czyli: tromtadraty.
Pismo humorystyczne Chochlik umieściło było wiersz, w którym taki demokrata prezentuje się publiczności na nutę z „Pięknej Heleny“ Offenbacha:

„Ja jezdem uf demokrata
Tromtadrata, tromtadrata,
Że[1] go Lwuf całyj zna“.

Użyłem później refrenu „tromtadrata“ w kronikach moich jako nazwy generycznej dla całego tego stronnictwa i sfabrykowałem wyraz „tromtadracja“, oznaczając nim wszelką niezgrabność literacką i polityczną. Wyrazy te uzyskały już niemal prawo obywatelstwa w literaturze polskiej i przeżyły zdarzenia, którym powstanie swoje zawdzięczać mają. Jakkolwiek atoli wytykałem „tromtadratom“ nader często ich śmieszności i nielogiczności, wcale niesłusznie obwiniono mię o to, jakobym systematycznem obśmieszaniem zabił opozycję lwowską. Zabił ją kto inny, a to w następujący sposób.

W delegacji galicyjskiej, biorącej udział w Radzie państwa r. 1867 i 1868, przeważne stanowisko zajął był Ziemiałkowski. Przewagę tę niechętnie znosiła ta część arystokracji i szlachty, która nie mogła pogodzić się z myślą, by człowiek z ludu, większego dobił się znaczenia od jaśnie wielmożnie urodzonych. Obok tych ściśle kastowych przesądów, grały jeszcze rolę dążenia polityczne. Ziemiałkowski nie zapierał się swojej przeszłości, był prawdziwym demokratą i w kwestjach, w których to stać się mogło bez ujmy dążeń narodowych, przemawiał za porozu-

  1. Na Rusi, spójnik „że“ używany bywa zamiast zaimka „co“ i vice versa, n. p.: „Mówią, co on iszedł bez pole“. „Cy znasz tego pana, że tu był?“