Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

W poniedziałek odbyło się w wołoskiej cerkwi nabożeństwo za „upokoj duszy błażennoj pamiaty Joachima Chominskawo,“ odprawione przez kanoników tutejszej kapituły gr. katolickiej, w przytomności p. wiceprezydenta c. k namiestnictwa, Mosza. Następnie wyprawiła Matyca ruska w połączeniu z Besidą i z zarządem Domu Narodniego dwóch delegatów do Pragi, na uroczystość położenia kamienia węgielnego pod teatr czeski. Są nimi: ks. Kaczała i błagorodny Pawłewycz. Dziennik Lwowski zapewnia, że Polacy wiekopomny ten fakt (t. j. fakt położenia kamienia węgielnego) przyjmą grzmiącem, milionowem Sława! Dowiadujemy się oraz, że my opozycja, stali zawsze wierni na współ z Czechami przy sztandarze federalistycznym (nawet wówczas, gdy hr. Borkowski chciał przyłączyć Galicję do Węgier), i dowiadujemy się, że podczas gdy Polacy wznosili wczoraj owe grzmiące Sława! na cześć zjazdu w Pradze, w Domu Narodnim odbywał się wieczór deklamacyjno-muzykalny w tym samym celu, i że brali w nim udział dyletanci ruscy i czescy. O tych wszystkich rozczulających rzeczach dowiadujemy się oczywiście tylko z Dziennika Lwowskiego i ze Słowa, bo nasze sprawozdania brukowe nie wiedzą nic o tych wszystkich zdarzeniach, których doniosłość dziejowa zatrzęsła wczoraj i onegdaj wszystkiemi szybami w naszem mieście. Jest to dowodem ogromnej opieszałości kronikarza codziennego Gazety Narodowej. W jego oczach spełnia się akt, którego znaczenie nie ustępuje w niczem przeszłorocznemu kongresowi etnograficznemu, a on tego nie widzi. Nie widzi nawet, jak gaspadin Pawłewycz przejeżdża mu poprzed sam nos, uwożąc do Pragi połączone sympatje Matycy ruskiej i polskiej opozycji, stojącej równie wytrwale przy sztandarze federalistycznym, jak i przy sztandarze spółki, która ma nadzieję kupić dobra krajowe od p. Brestla, przyczyniając się tym sposobem do pokrycia dualistycznego niedoboru. O jego uszy odbija się głośne Sława! z nad Wisły, Pełtwi, Warty, Newy i Wołgi, z nad Cisy, Sawy, Drawy, Odry i Wełtawy, Polacy wyją z rozkoszy i rozpływają się we wszechsłowiańskim zachwycie przy odgłosach muzykalno deklamacyjnych, dolatujących ich z Domu Narodniego, a on tego nie słyszy i nie donosi o tem ani słówkiem! Jest to, jak mówiłem, dowód ogromnej opieszałości, albo raczej półurzędowej obojętności dla wszystkiego, co słowiańskie! Kronikarzowi temu snują się widocznie po głowie reminiscencje z lat 1848 i 1849. Wyrazy: Kapolna, Isaszeg, Gödöllö, mają dla niego większy urok, niż harmonijne nazwy Sankt-Pietierburg, Slovanska Lipa i t. p. i szedłbym prawie o zakład, że nazwiska, jak Perczel, Klapka, Bem, Dembiński, a nawet Koszut budzą w nim sympatyczniejsze wspomnienia, aniżeli wielkie imiona Riegerów, Hurbanów, Chomińskich i Pawłewyczów. Do takiego to stopnia dochodzi zapoznawanie interesów słowiańskich u naszego dziennikarstwa, i tak zapatrują się na sprawy publiczne ludzie, którzy nie chcą pozwolić na podział Galicji na część małopolską i wielkorusską, którzy sprzeciwiają się sprzedaży dóbr krajowych na korzyść skarbu państwa, i którzy nie szanują nic: nawet pana Miłaszewskiego!
Mimo milionogębnego sława! wzniesionego przez opozycję w chwili, wolnej od trosk o ekonomiczne korzyści, wynikające z kupna Niepołomic, nikt z Polaków, zaproszonych na uroczystość czeską do Pragi, nie pojechał tam, ile mi wiadomo. Nie należy w tem upatrywać dowodu nieprzy-