Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/93

Ta strona została skorygowana.
21.
O różnych ostatecznościach językowych. — Kolej konna i Rada miejska. — Opozycja w opozycji. — Brak solidarności u demokracji i arystokracji. — Towarzystwo demokratyczne, sprzedaż dóbr krajowych i bank włościański. — Czas, p. Kominkowski i Rada szkolna. — Z lwowskiej szkoły realnej.

Od dwudziestu lat pozbyliśmy się w znacznej części tego pokostu germańskiego, którym od chwili rozbioru Polski powleczono nasze miasto. Lemberg został napowrót Lwowem; zamiast Kaffehausów i Gasthausów pojawiły się kawiarnie i traktjernie, a dzięki śp. Józefowi Dzierzkowskiemu, zaprowadzono w nich spisy potraw i napojów, drukowane po polsku. Jest to naprawdę jedna z zasług tego dowcipnego pisarza, równie jak i to, że napisy na handlach różnego rodzaju obok wyraźnych śladów napływu teutońskiej rasy, okazują niejakie ustępstwa dla żywiołu polskiego. Ustępstwa te idą czasem tak daleko, że mogą zadowolnie nawet najskrajniejszą naszą opozycję. Oto mamy np. szyld, na którym czytamy: Spszedarsz monki i rużnych wiktuałów chandel, albo drugi z napisem: „Skład, obówia męzkiego w różnech gatunkach“. Niema tak zawziętego ultrademokraty, któryby się nie czuł prześcigniętym wobec takich dowodów opozycyjnego usposobienia.

Gdy jednak we wszystkiem pośrednia droga jest najlepszą, więc byłoby do życzenia, ażeby napisów publicznych nie układano ani w urzędowem narzeczu niemieckiem, ani też w narzeczu żadnego z tych narodów, które okazały telegraficzny współudział w obchodzie pragskim, lecz ażeby się trzymano półurzędowej, płatnej, inspirowanej i tp. pisowni polskiej, niepuszczającej się na „ślizgą“ drogę słowiańskiego federalizmu i demokratycznie niestowarzyszonej. Mianowicie zaś byłoby pożądanem, ażeby zwierzchność i reprezentacja gminy stołecznej przestrzegały ściśle praw języka ojczystego na każdym kroku. Gdy już nie będziemy obawiać się niczego od pp. germanizatorów wiedeńskich, wolno nam będzie okazywać tolerancję taką wie der löbliche Bezirks-Wydzialinsky in Lemberg“, ale póki panowie ci nie wybiją sobie z głowy, że ojczyzna niemiecka kończy się dopiero u rogatki brodzkiej, powinniśmy opierać się im, gdzie tylko możemy. Tymczasem niedawno spółka kapitalistów wniosła do Rady miejskiej podanie o odstąpienie gruntów pod kolej konną i opis projektowanych linij po niemiecku, i żaden głos nie odezwał się, gdy pisma te w tym języku czytano na posiedzeniu. Dobrzeby było, gdyby panowie radni obok interesu fiakrów i kowali[1] przestrzegali i ważniejszego nieco interesu narodowości naszej.

  1. Interes fiakrów zagrożony jest z innej także strony: słychać bowiem, że szewcy zamierzają podać prośbę, by ograniczono liczbę dorożek, które chroniąc obuwie publiczności od zużycia, przeszkadzają im w zarobkowaniu. Podobną prośbę mają także podać parasolnicy; krawcy zaś zamierzają wystąpić przeciw kolei konnej, przeciw fiakrom i przeciw parasolnikom — i dowodzą statystycznemi datami, że mają daleko mniej zarobku, odkąd wynaleziono różne środki, chroniące odzież od zepsucia.