każde zdanie, przeciwne naszemu, czy ono jest wypowiedzane w złej czy w dobrej wierze.
Szczególny sposób zbijania niemiłych sobie opinij wybrali niektórzy członkowie c. k. armii w Wiedniu. Dziennik Sonnt. u. Montags-Ztg. ogłosił niektóre szczegóły życia urzędowo-wojskowego, które zdaniem wysokiej generalicji powinny były zostać tajemnicą urzędową. W skutek tego redaktor, p. Scharff, otrzymał mnóstwo wyzwań od jenerałów i oficerów, oświadczył jednak stanowczo, że gotów jest udowodnić prawdziwości tego co napisał, i odmawia wszelkiej satysfakcji. Mimo konstytucyjnych i cywilnych rządów, położenie p. Scharffa nie należy jednak do najprzyjemniejszych, i cywilny minister obrony krajowej nie wystarcza, ażeby go ochronić od nieprzyjemności, które go spotykają co chwila ze strony wojskowych. U nas więcejby może potrzeba odwagi, ażeby w podobnym razie odmówić satysfakcji, aniżeli jej wymaga pojedynek, choćby z fechmistrzem pułkowym. Niemcy, a szczególniej dziennikarze wiedeńscy, mają pod tym względem jak widać, bardzo postępowe wyobrażenie. Utrzymują oni, bardzo zawzięcie, że wolność prasy i wolność słowa byłyby tylko złudzeniem, gdyby za artykuły i mowy musiano zdawać sprawy nietylko opinii publicznej i sądom, ale także i pierwszemu lepszemu rębajle, którego całe uczucie honoru polega na wprawnem wywijaniu floretem.
Wydarzył się w tym tygodniu fakt, który nam bardzo dotkliwie przypomniał, że bardzo, bardzo wiele pieniędzy musimy dawać za zaszczyt należenia do rzeszy Przedlitawskiej. Na korzyść Gwiazdy (stowarzyszenia czeladzi rzemieślniczej), dawano we wtorek koncert. Otóż mimo wszelkiego równouprawnienia narodowości, mimo wolności zarobkowania i t. d., istnieje tu we Lwowie przepis, że od każdego widowiska publicznego, koncertu i t. p. płaci się 10% od dochodu brutto panu dyrektorowi teatru niemieckiego. Ponieważ koncert ten odbywał się na cel dobroczynny, bo na rzecz stowarzyszenia wzajemnej pomocy ubogich robotników, więc miano nadzieję, że p König odstąpi tą razą przynajmniej od swego prawa. Ale przeciwnie, p. dyrektor, niezarażony lasallizmem, jak liberałowie wiedeńscy, oświadczył, że najwięcej potrzebującą wsparcia jest tu we Lwowie właśnie scena niemiecka, i że nie może przeto zrzec się tych 8 złr. i kilkunastu centów, które mu się należą z koncertu, bo to mu wystarczy właśnie na zapłacenie gaży miesięcznej jednemu śpiewakowi chóru. Biedna muzo germańska, i biedny chórzysto! Oby wam nieba pozwoliły czemprędzej wrócić na ojczyste niwy a nie pobierać od nas wsparcia!
Pyśmo do hromady raduje się wraz z niektórymi członkami Towarzystwa narodowo demokratycznego z pięknej uroczystości pragskiej i z piękniejszych jeszcze mów, które tam słyszano — ale ubolewa, że zamiast p. Pawlewicza nie wysłano innego jako reprezentanta ze strony Russkich w Galicji na ten obchód. Dziwny to żal! Najprzód Russcy tutejsi nie mają w czem przebierać, a potem p. Pawlewicz jest wcale wzorowym egzemplarzem russkiego Galiczana. O ile mię zapewniano, posiada on w rzadkim stopniu doskonałości sztukę eleganckiego wiązania krawatki, nosi zwykle jeszcze nie bardzo zużyte lakierowane trzewiki, i używa nawet rękawiczek. Jednem słowem, jest to „Kadett-Ruthene“ i warto go było na okaz posłać do Pragi.
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/99
Ta strona została skorygowana.