czo, że nie mogą pozwolić na niweczenie ich zwyczajów, że pozwolą Elżbietce tak jak i innym służącym wrócić po pięćdziesięciu latach na ziemię.
Janek znienawidził karzełków po tej odmowie. O ile dawniej lubił ich i szukał ich towarzystwa, o tyle teraz unikał. Jadał oddzielnie, nie należał do ich zabaw i okazywał wciąż widoczną niechęć.
Elżbieta bladła i smutniała coraz bardziej, a tęsknota szarpała tak bardzo jej sercem, że mówić bez łez nie mogła.
Razu pewnego, przechodząc koło rzuconych na drodze kamieni, podniósł z nich parę i rzucać zaczął, uderzając jeden kamień o drugi.
Jakież było jego zdziwienie, gdy po rozbiciu się kawałka granitu spostrzegł ukrytą wewnątrz ropuchę, która, wysunąwszy jedną z nóg, chciała się ze swej kryjówki wydostać.
Strona:Janek u karzełków (1933).djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —