do wieczora mieszkanie lekarza, który nie wiedział, w którą pierwej stronę się zwrócić, bo go wszędzie ciągniono, błagano ze łzami o pomoc lekarską. Żadnej też prawie nocy nie dospał w domu: ciągle był w podróży, a dla tem większego pospiechu jeździł zawsze konno. Nic go powstrzymać nie zdołało od niesienia pomocy potrzebującym; zawieje, ani burze, ani niebezpieczne drogi. Zdarzało się czasem, że w nocy zrywała się okropna burza i ulewa a doktor był właśnie na otwartem polu, powracając od chorego. Spieszył tedy do najbliższej chaty wieśniaczej i kołatał o nocleg. Radzi przyjmowali swego dobroczyńcę wieśniacy, bo mówili, że gdzie on stąpi, tam za nim przychodzi błogosławieństwo Boże.
Marcinkowski niósł pomoc nietylko chorym, ale i biedakom, szczególnie zaś, pomnąc o własnej niegdyś doli, opiekował się ubogą, uczącą się młodzieżą.
Wiara w pomoc lekarską Marcinkowskiego tak stała się wielką, że chorzy już na sam widok miłej i ujmującej twarzy doktora, zapominali o cierpieniach.
Strona:Janina Sedlaczkówna - Karol Marcinkowski.pdf/15
Ta strona została przepisana.