Strona:Janina Sedlaczkówna - Karol Marcinkowski.pdf/40

Ta strona została przepisana.

„Nim orszak pogrzebowy przybył na cmentarz święto-marciński, już noc ponura rozciągała swe czarne skrzydła na całej ziemi, co połączone z smutnemi twarzami tysięcy ludzi, oświeconych słabem światłem palących się tu i owdzie pochodni, z jękiem i narzekaniem nad utratą takiego męża, przedstawiało nadzwyczajnie smętny obraz, któryby zaledwie najzdolniejszy malarz lub poeta był w stanie oddać.
Pod osłoną nocy złożono zwłoki w grobie.
Długo klęczeli obecni około mogiły a westchnienia ich napełniały powietrze. Zdawało się, że ich tu boleść przykuła do cmentarzyska, że nie odejdą, nie oderwą się od swego dobroczyńcy. Księżyc zeszedł na niebo, i oświecił twarze pozostałych jeszcze przyjaciół zmarłego.
Z ciężką żałobą w sercu powracali mieszkańcy Poznania późno w nocy do swych domostw.
Niedługo po śmierci Karola, przyjaciel jego szczery, współpracownik w zabiegach około dobra ludzkości i towarzysz broni, hr.