Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/33

Ta strona została uwierzytelniona.

czyściła aksamit walców i odpychała ciężki wagonik, jeżdżący tam i napowrót. Całe szczęście, że szpulki były pełne.
Zaciekawiony promień słoneczny spoczął na chwilę na jej główce. Anielka powitała ów promień, jak serdecznego przyjaciela. Więc okien nie można otworzyć! Nigdy się ich nie otwiera!
Anielka sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej lękliwie kawałek chleba. Ach, żeby nie ta oliwa! Cuchnęły nią ręce i ubranie, poprostu tego zapachu nie można się było pozbyć.
— Nie znoszę zapachu oliwy, — szepnęła Anielka do Basi.
Tamta wzruszyła ramionami.
— Ja już się przyzwyczaiłam, — odparła i odwróciła się pośpiesznie.
Z piersi Anielki dobył się nagle okrzyk przerażenia, a chleb wypadł jej z ręki.
Przy trzeciej maszynie, w głębi leżała na podłodze Magdzia, blada, jak śmierć. Silna dziewczynka, pracująca z nią razem, usunęła pośpiesznie zemdloną z pod pędzącego wagonika. Do oczu Anielki nabiegły łzy. Chciała już biec do Magdzi.
— Nie ruszać się z miejsca! — zawołał majster. — To zaraz przejdzie!
— Ona tylko zemdlała, — szepnęła Basia. — Już nieraz to się zdarzało.
Dwie dziewczynki wyniosły Magdzię na powietrze. Wkrótce wróciła uśmiechnięta i zabrała się znowu do czyszczenia walców. Jaką sympatyczną twarzyczkę miała Magdzia! Anielka kochała ją już całem sercem.