Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/59

Ta strona została uwierzytelniona.

Anielka, — zawsze dawniej nosiła ją w niedzielę.
— Przyniosę jedzenie! — zawołał Stefek, ale Anielka pobiegła zaraz za nim.
— Już ja sama przyniosę! Nie wiesz, gdzie to wszystko schowałam.
Cale towarzystwo zgromadziło się przy skrzyni, na którą wysypano ogromny stos suszonych owoców, zebranych przez Anielkę.
Anielka skakała wesoło, aż w pewnej chwili przewróciła się. Magdzia i Basia podniosły ją natychmiast i usadowiły na stołku. Och! Słodkie owoce i kwaśne owoce! Suszone śliwki, gruszki i jabłka, wszystko pomieszane razem!
— Tak dużo tego macie?
— Dostaliśmy trochę od babci, — pochwalił się Stefek.
Anielka jadła z apetytem suszone śliwki.
— A teraz, — zawołała wreszcie, — wyjmijcie swoje zapasy!
— Mój lodowaty cukier! — zawołała Elżunia. Zbierałam go przez cały tydzień.
— A moje landrynki! — triumfował Stefek.
— Musimy się tem wszystkiem podzielić! — zadecydowała Anielka. — Każdy niech weźmie garść owoców, tak zresztą mama kazała. Trzymajcie ręce, dam każdemu po troszeczku.
Przez okienko w górze zajrzały ciekawie promienie słoneczne. Pod dachem gruchały gołębie, a na strychu młodociane towarzystwo śmiało się, weseliło i opowiadało ucieszne historyjki. Oczy Magdzi błyszczały. Już dawno tak jej dobrze nie było.