Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w szkole.pdf/124

Ta strona została uwierzytelniona.

wietrzu ukazywała się jasna iskra. Większość dzieci przyglądało się tylko tej wesołej zabawie. Dzieci te nie miały saneczek, nie miały odpowiedniego obuwia. Noski im poczerwieniały, ręce pomarzły, choć ukryte były pod fartuszkami, lub też w kieszeniach spodni.
— Chodź, będziesz mogła się ze mną przejechać! — Zapraszała Anielka Weronkę krawca, której jasny warkoczyk sterczał z pod chusteczki.
— A umiesz dobrze kierować? — zapytała Weronka.
— Tak, tak, jeszcze nigdy z saneczeknie wyleciałam, a przecież co zimę jeżdżę. Chodź do mnie!
Obydwie dziewczynki po kilku minutach zjeżdżały już z góry. Watowana szubka Anielki była zamarznięta na kość.
— Widzisz, że potrafię kierować! — chwaliła się Anielka, gdy saneczki ich znalazły się na dole. — Chodź napowrót wgórę!
Dzieci śmiały się i żartowały; te, które nie posiadały saneczek, machinalnie szły również pod górę, a potem piechotą schodzić nadół. Na szczycie pagórka był kompletny tłok. Każde z dzieci chciało pierwsze zjechać nadół.