Strona:Jantek z Bugaja - Blade kwiaty z wiejskiej chaty.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.
118
Jantek z Bugaja




Allegoria.

Śniło mi się wyraźnie, jak gdyby na jawie,
Że byłem gdzieś, na wielkiej obrazów wystawie.
Sala była ogromna, w niej obrazów wiele,
Przeróżne pejzaże, szkice, akwarelle.
Na jednej ścianie sali, ogromny, sążnisty,
Był obraz największego na świecie artysty,
To też wszyscy widzowie, co w salę wchodzili,
Najprzód to arcydzieło obejrzeć dążyli.
Była tam sama szlachta, artyści, mieszczanie,
Oprócz mnie okrytego, w wieśniacze ubranie.
Bom wieśniak, więc też zdala od panów natłoku,
By obejrzeć ten obraz, stanąłem na boku.
Obraz przedstawiał jakąś Męczennicę świętą,
Jako Zbawiciel świata, na krzyżu rozpiętą...
Głowę jej sęp ogromny obejmował w szpony,
Na kształt Boga człowieka, cierniowej korony.
Szpony sępa, tak były silnie w skronie wpite,
Że strugi krwi po czole spływały obfite.
Drugi sęp lewą jej pierś szarpał bez litości,
Jakoby się chciał dostać do serca, wnętrzności,
Ciało już był postrzępił, aż żebra świeciły,
Chcąc je jeszcze wyłamać, targał z całej siły,
Potężnym krzywym dzióbem, szponami krwawemi;
Krew z piersi krwawą wstęgą spływała ku ziemi.