Na prawem znów ramieniu, niezadając rany,
Siedział jeszcze trzeci sęp, jakby zadumany.
Męczennica ku niemu głowę swą zwróciła,
Śląc wzrok, uśmiech bolesny, jakby go prosiła.
Widzowie przed obrazem, w jeden tłum się zbili,
Rozmawiając, przez szkiełka, ciekawie patrzyli,
I słyszałem krytyczne uwagi, pochwały,
Które z wszystkich ust widzów, jak grad się sypały.
Ja, stojąc wciąż z ubocza, na obraz patrzałem,
Lecz z słów, które słyszałem, nic nie rozumiałem.
To też ciekawość wielka, bardzo mię paliła,
Co to za Męczennica na obrazie była.
Spuściłem wzrok z obrazu, patrzę przy mym boku,
Stoi pan stary, patrząc w obraz ze łzą w oku.
Więc całuję go w rękę, mówiąc: — „Chciałbym wiedzieć,
Co też to jest za święta? raczcie mi powiedzieć“.
Pan ów jakby niesłyszał, patrzał w obraz chwilę,
Potem zwrócił się do mnie, patrząc w oczy mile,
Uścisnąwszy dłoń moją, rzecze: — „Drogi bracie,
„To jest Święta! wy ją tak wszyscy nazywacie,
„O tak, ona jest święta, bo święci z jej łona!“
I wskazując mi obraz, ów pan z siwem włosem,
Rzekł do mnie rzewnym, drżącym, podniesionym głosem:
„To jest Ojczyzna nasza, droga ukochana,
„Przez trzech okrutnych sępów, zdradnie poszarpana.
„Którzy się przeszło sto lat, darmo wytężali,
„Bo ona jeszcze żyje, choć ją poszarpali.
„W jej piersi ubroczonej, jeszcze serce bije,
„Więc duch z niej nie uleciał, ona jeszcze żyje“.
Ja słysząc one słowa, na obraz patrzałem,
Pierś wzruszoną oddechem wyraźnie widziałem.
Stary pan mówił dalej: — „Ta krwawa bestya,