Łzy kapłańskie.
Ksiądz proboszcz staruszek, stanął na ambonie,
I do swych parafian wyciągnął swe dłonie,
Drżącym głosem mówić kazanie zaczyna,
Karci, grozi, błaga, prosi, upomina,
By już raz tych ciężkich grzechów się pozbyli,
Szczerze się do Boga sercem nawrócili.
„Bracia drodzy, ludu ty mój ukochany,
Ja niegodny pasterz od Boga wam dany,
Nad grobem stojący, już blizki dnia tego,
W którym stanę na sąd Sędzi Najwyższego,
Zaklinam was, na wszystko, co wam drogie, święte!
Porzućcie już raz ono pijaństwo przeklęte,
Którem wasze ciało, duszę zabijacie,
I na potępienie w piekle pogrążacie,
By kiedyś, gdy sądzić będzie Sędzia Wieczny,
A ja z wami stanę na Sąd ostateczny,
Gdzie Bóg będzie niebem dobre życie płacił —
Bym z was ani jednej owieczki nie stracił...“
Przez cały ciąg tego pięknego kazania,
Słychać było ciężkie w kościele wzdychania,
W każdych niemal oczach łzy skruchy błyszczały,
Niektóre niewiasty, cichutko szlochały.
Ksiądz w końcu kazania zwrócon do ołtarza,
Modli się, lud za nim modlitwę powtarza,