IV.
— A serwus Jantek! jak się masz kolego!
— Dobrze, a ty jak? zdrowyś? co nowego?
— Zdrowym, że mógłbym przeskakiwać tęczę!
— Cóż to? na palcu masz srebrną obręczę!
Wesołyś taki, czy się żenisz Janku?
— Toć, że się żenię — zgadnąłeś kochanku,
Więc rychtuj skrzypce, daj mi już zadatek,
Zagrasz, usłużysz, dla mnie naostatek.
— Żenisz się? z którą? — Znasz się z Lelicionką,
Za dwa tygodnie będzie moją żonką.
— Aa! z Maryną! o! o! o! kolego!
Cóż też ty robisz — powiedz — najlepszego!
Dyć ona niema żadnego majątku,
Ni grządki ziemi, ni swojego kątku!
Tobie omało nie wyłażą pięty,
Ty jesteś goły, jak turecki święty!
— Eee! idź „bajduro“! pójdę z nią na służbę,
I będzie dobrze! Wiesz Franek za drużbę,
Hanka do niego, Warzechów z pod lasa,
Będziemy hulać „horasa“ „hop sasa“!
A po weselu, nie tracę nadziei,
Może dostanę służbę przy kolei,
Pomału mogę zostać i „budnikiem“
I będę lepszym niż ty zagrodnikiem!
— No, daj ci Boże! kolego, lecz... ale...
— Już mi ty Jantek nie gadaj nic wcale!
Bo wszystko na nic! bo to niby tego,
Chrzciny wnet sprawię! — A! to co innego!“
— Tak mój Jantusiu, czegoż będę czekał!
Żeby ksiądz przy chrzcie na kumotrów „blekał“,