Niemam swego zagona, ale się nie boję,
I gdzie spojrzę po polach to wszędzie jak moje.
— No macie go, ten reński, kiedyście uparty,
Lecz dajcie sobie pozór, bo to niema żarty,
Aby się wam, Walenty, nie stało co złego,
Ja nie chcę wiedzieć o tem, i nic mi do tego.
I poszedł Walek w nocy na Szmulowe pole,
Za trzy godziny była kapusta w stodole,
I co były ładniejsze powycinał główki,
Rano poszedł do Szmula, po resztę gotówki.
Żyd obejrzał kapustę, kupa była tego,
Więc kontentny, Walkowi dopłacił reńskiego,
I jeszcze szabasówką chłopa poczęstował.
Walek wypił, guldena do kieszeni schował.
Dziewka służąca z pola w lot się powróciła,
Bo kapuściane pieńki w polu zobaczyła,
Gdy się Szloma dowiedział rzecze: — Czy was djabli!...
Walku! wyście to moją kapustę ukradli!
— Czy ja tam wiedział Szmulu, gdzie tam wasze pole,
Bądźcie radzi, że macie kapustę w stodole.
— Wy, wy nie wiecie Walek, kiedyście orali,
Pod kapustę i owies, też żeście mi siali.
Oddajcie mi dwa reński, wasze rozum krótki,
Szkoda, żem wam dał wypić szabasówki wódki!
— A za cóż ja się w nocy tyle nacharował,
Całe pięć kóp kapusty na plecach bobrował,
Strachu com zjadł, że duszę się jeszcze w tej chwili,
Byście mię na kapuście, Szmulu, niechwycili,
To też żebyście Szmulu rozumniejsi byli,
Jeszczebyście mi trzeci reński dopłacili,
Za naukę, bo ona przyda się żydowi,
No dwa reńskiem odrobił — bądźcie Szmulu zdrowi!