tem sprzedawać będziesz pojedynczo, — to kupę pieniędzy zarobisz.
Nic sami nie dali, a tylko chcą mieć. I ani do głowy im przyjdzie, że Dżek musi wszystko liczyć, zapisywać, że musi myśleć o wszystkich, gdy oni — każdy myśli tylko o sobie. Kto chce scyzoryk, dawaj mu scyzoryk kto zbiera marki, dawaj mu marki czy żołnierzy.
Kilku przyniosło po cencie i po dwa centy. I Dżek wydał im kwity. Pennellowi też wydał Dżek kwit na dwa dolary. Tak go nauczył Horton z siódmego oddziału.
Dżek kupił taki sam kwitarjusz, to znaczy książeczkę z dziurkami, żeby łatwo było odrywać. Bardzo praktycznie i mądrze to wymyślone. Każdy kwit ma numer, żeby była kontrola. Naprzykład Passon dał centa. Tam już jest wydrukowane, że kwit, i miejsce, gdzie się pisze, kto i ile, i miejsce na datę.
Kwit dla Pennella napisał Dżek w domu, i to było nawet przyjemne; i odrywać z tych dziurek także przyjemnie. A następne kwity musiał pisać w szkole, jak nie było czasu, a jeszcze się pchali, żeby zobaczyć.
— Oo, jakie koślawe napisał.
— Oo, jak nabazgrane.
Jeden nawet powiedział, że nie chce takiego kwitu. Bo się kleks zrobił.
Ostatni kwit napisała Nelly.
— Napisz, Nelly, ty tak ładnie piszesz.
— A jak zepsuję? — odpowiedziała Nelly.
— Nie bój się: ja ci pokażę.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.