Ani się Dżek spodziewał, że pójdzie tak łatwo. Dżek nie zapytał się, czy Nelly chce mu pomagać, boby się pewnie nie zgodziła. Prosił tylko, żeby napisała. I będzie już zawsze musiała.
Horton z siódmego oddziału niebardzo Dżeka nauczył:
— U was się nie uda. Zawracanie głowy. Trzeba znać ułamki i procenty. Tego ci nie mogę wytłumaczyć, bo i tak nie zrozumiesz. Ja prowadzę jeszcze to i to, ale dla ciebie i tak będzie dobrze. Waszej pani się zdaje, że kooperatywa — to zabawa.
Dżekowi było bardzo nieprzyjemnie, ale trudno. Zawsze się trochę dowie, a zresztą pani kazała.
— To jest książka magazynowa. Tu się zapisuje, co kupiłeś dla kooperatywy, a po tej stronie, co sprzedałeś. Patrz: kupiłem pięć tuzinów kajetów, a tu sprzedałem 10 i 4 i 5 i 3 i 5. No, ile będzie razem?
Dżek się pomylił.
— No, widzisz, nawet dodawać nie umiesz.
— Umiem dodawać, — powiedział Dżek. — Będzie 27.
— Ale się mylisz. A teraz powiedz, ile powinienem mieć w szafie.
— Pięć tuzinów, to 60, a 60 bez 27, to 33.
— A teraz przelicz.
Wyjął z szafy kajety, Dżek przeliczył: było 32.
Teraz Horton znów się zawstydził.
— Prawda. Zapomniałem zapisać, że jeden kajet wziąłem na administrację.
— Co to jest?
— Kiedyindziej ci powiem.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.