— Co za dziwy, — mówi pani. — Dżon ma obłożony zeszyt. I nawet porządnie napisał.
Bo kto obłożył kajet, ten się potem więcej starał. Nawet niektórzy umyślnie kupowali nowy, chociaż w starym mieli jeszcze kilka kartek czystych.
— Mam wydać na cukierki, to wolę mieć porządne kajety.
Dopiero powiedzieli pani, że jest już kooperatywa.
Dżek otworzył szafę.
Wyszedł z ławki, a wszyscy ucichli. Sięga do kieszeni. Już jest zupełnie cicho. Dżekowi lekko drży ręka, więc nie może odrazu trafić kluczykiem. Jest tak cicho, że pani aż się obejrzała. No i Dżek otworzył szafę.
Ładnie wyglądało. Wyżej książki, równo ułożone, jak w prawdziwej księgarni; nie ułożone, bo stoją, a każda ma przyklejoną kartkę z numerem. A na dolnej półce — ko-o-pe-ra-ty-wa!. Trzy kupki kajetów, obok papier: na dole szary, na górze glansowany. Obok pudełko drewniane od cygar: tam są ołówki, obok papierowe białe pudełko, tam farby. I małe pudełko od papierosów, ale ze szklaną pokrywką: tam leżą scyzoryki. Aż zabłysły, jak je Dżek wyjmował.
Papierowe pudełko dał mister Taft, pudło od cygar przyniósł Pitt, a pudełko ze szklanym wierzchem dał Harry Passon. W tem pudełku trzymał Harry motyla. Bo Harry ma zbiory przyrodnicze: ma zielnik, morskie muszle, różne motyle i robaczki zatrute eterem i nasadzone na szpilki. Harry ma
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.