Dżek odbył dwie długie konferencje z mister Taftem. Na pierwszej omówiono warunki sprzedaży laurek, które w sklepie tylko zawadzały, więc Dżek może je kupić po wyjątkowo niskiej cenie. Za trzydzieści siedem laurek Dżek zapłaci tylko 25 centów, sprzedawać je będzie po cencie, czyli, że zarobi 12 centów. Dżek poprosi panią, żeby wybrała jakieś powinszowanie noworoczne i w klasie napiszą. A dziesięć laurek Dżek da na kredyt, jeżeli ktoś nie ma pieniędzy. Bo chce, żeby wszyscy zrobili rodzicom na Nowy Rok niespodziankę.
Udało się jeszcze lepiej, niż Dżek przewidywał. Bo myślał, że wszyscy będą znów chcieli tylko laurki z czerwonemi różami, a tam były i bratki i lilje i narcyze i inne. Dwie laurki miały brzeżek trochę żółty, więc tych pewnie nikt nie weźmie. No, jedną ostatecznie może wziąć Dżek, ma tylko trochę żółte, że nawet nie znać. I nie wiedział, co zrobi, jeżeli wszyscy zechcą kupić. Wtedy zabraknie mu sześć, i będzie musiał dokupić i już drożej zapłaci, więc na nich straci. A no, trudno.
W dodatku, jak się zaczęli pchać, żeby zobaczyć, — zgnietli jedną, taką ładną z girlandami.
Ale pani podobała się myśl Dżeka. I pani dała radę: naprzód przeczyta cztery powinszowania noworoczne z książki Dżeka, potem każdy wybierze, które mu się najlepiej podoba. Potem każdy weźmie arkusik papieru, — i będzie niby dyktando. Pani podyktuje, każdy napisze. Potem pani dopiero w domu poprawi błędy. Potem pani rozda laurki, tak jak idą, po kolei, żeby nie było zazdrości. Jeżeli ktoś zechce,
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.