niu i zupełnie na innej ulicy. Więc nie mógł słyszeć, bo nawet telefonu nie miał ani Dżek, ani mały brat Graya. Więc nie słyszał zwyczajnie uchem, tylko jakoś inaczej. Dość, że w tej chwili zrozumiał, że przecież nie szkodzi, że Mary dostała tylko małą laleczkę, i choinka nie ma ani jednej kuli złoconej. I znów niewiadomo skąd przypomniały mu się słowa ojca:
— To trudno: jak człowiek ma obowiązki, na wiele rzeczy nie może sobie pozwolić.
A przed samem zaśnięciem przywołała go Mary i powiedziała:
— Mój kochany Dżeku, już nie gniewaj się na mnie. Już nigdy twojej skrzynki nie otworzę.
— A ty otwierałaś skrzynkę?
— Tylko jeden raz, ale już nigdy nie otworzę.
— A nie ruszałaś nic?
— Jak mamę kocham, że nic nie ruszałam. Tylko troszkę otworzyłam, ale się przestraszyłam i zaraz zamknęłam. Nawet nic nie widziałam.
Przestraszył się Dżek, bo w skrzynce leżały pieniądze.
Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.